Śladami operacji "Overlord".


Dziś trochę wspomnień ze zwiedzania Normandii. Gdy myślę w kontekście historycznym o tej krainie północnej Francji, mam dwa skojarzenia - operacja Overlord podczas drugiej wojny światowej i Normanowie. Napiszę teraz o bliższej historii.

Gdy toczyła się ta najstraszniejsza z wojen, europejski front działań do 1944 istniał przede wszystkim na wschodzie. Zgodnie z ustaleniami USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR otwarto drugi front, aby obciążyć Niemców działaniami z obu stron i przyspieszyć koniec wojny. Wybór był oczywisty ze strategicznego i politycznego punktu widzenia-północna Francja/ Normandia.
Jak jednak otworzyć front, skoro trzeba mieć armię i sprzęt ? Alianci musieli przeprowadzić gigantyczną akcję desantową, która okazała się największym przedsięwzięciem technicznym tej wojny.
Niemcy liczyli się z takimi działaniami od początku. Należało więc przechytrzyć ich. Alianci  bombardowali wcześniej fałszywe cele, co dezorientowało Niemców co do wyboru miejsca dla desantu (bombardowanie przeciwnika było pierwszą fazą przygotowań do inwazji). Tuż przed 6.06.1944, czyli tzw. D-Day zapanował na Kanale La Manche największy od 25 lat sztorm i głównodowodzący wojsk niemieckich gen. Rommel wyjechał na weekend do domu. To  był jednak ten czas...Wody uspokoiły się, do tego dopisał drugi warunek konieczny- pełnia Księżyca z przypływem. Zdobycie wybrzeża Francji podzielono na odcinki opatrzone kryptonimami jak na zdjęciu obok.


To było niezwykle trudne zadanie, gdyż Niemcy zgromadzili 0,5 mln przeszkód plażowych,  teren uzbroili w 6,5 mln min i 13 tyś. fortyfikacji, które utrudniały zdobycie punktów brzegowych. Wiele z nich miało grubość prawie dwóch metrów. Stacjonowało wtedy 1,8 mln niemieckich żołnierzy w Europie Zachodniej zaopatrzonych w  3300 dział artyleryjskich i 1300 czołgów. 


  
Inżynier Robert Miller był jednym z tych, którzy mieli za zadnie oczyścić plażę z przeszkód jakie ustawili Niemcy. Kiedy 6 czerwca 1944 roku przypłynął do brzegu, zrobił zaledwie kilka kroków i niemiecki strzał trafił go w kręgosłup. Mimo że przeżył, ostatnie w życiu kroki zrobił na Omaha Beach.
Zdobycie brzegu było niesłychanie trudnym zadaniem. Nie tylko dlatego, że było tam mnóstwo punktów obsadzonych wojskami niemieckimi, ale sam układ wybrzeża nastręczał wiele problemów. Gdy odwiedziliśmy tylko jedno takie miejsce zwane  Pointe de Hoc (gdzie wciąż widać leje po bombach, choć już nieco "złagodniałe"),


zrozumieliśmy ten problem.
 

To specyficzny, wysunięty przyczółek klifowego wybrzeża i jednocześnie wzniesienie, 


między dwoma spośród pięciu plaż lądowania z dnia D-Day- Utah i Omaha.


Dostanie się na brzeg było początkiem długiej i trudnej drogi.


Amerykańscy rangersi, którzy dotarli tu jako jedni z pierwszych musieli pokonać tę naturalną przeszkodę wspinając się jak przy zdobywaniu stromych zboczy gór.





Był wśród nich 23-letni sierżant Walter Geldon. Właśnie na D-day przypadała jego trzecia rocznica ślubu. Przed lądowaniem na Omaha Beach śpiewał wraz z kolegami piosenki, żeby uczcić osobiste święto.  Ten młody, mieszkający w Bethlehem w Pennsylwanii Amerykanin zginął w kilka minut po wyjściu na brzeg. Kiedy w 2002 roku zmarła jego żona (78-letnia), została pochowana u jego boku w Normandii.





Michael Gargas miał więcej szczęścia. Ten wówczas młody, o zawadiackim spojrzeniu żołnierz wylądował na Omaha Beach w D-Day razem z innymi rangersami. Połowa jego oddziału została zabita lub ranna już na plaży. Gargas i ci, którzy przeżyli wspięli się po klifach i zaatakowali niemieckiego wroga. Zabezpieczyli tym samym lądowanie kolejnych grup. Gargas nie tylko przetrwał D-Day, ale walczył we Francji i dotarł aż do Niemiec.

 

Historia niektórych z żołnierzy miała swój dalszy ciąg. Czy oglądaliście film  z 1998r. "Szeregowiec Ryan" w reżyserii S. Spielberga? Dla mnie to jeden z najważniejszych filmów o tematyce wojennej. Kanwą scenariusza stały się losy Fredericka Neilanda. Był jednym z czterech braci wziętych do armii w czasie wojny. Robert zginał w D-Day, Preston następnego dnia-7.06 podczas desantu na plaży Utah, Edi zaginął podczas działań na Pacyfiku.  Kiedy ktoś z dowództwa zorientował się, że pani Neiland w ciągu kilku dni dostała trzy tragiczne w treści telegramy dotyczące jej synów, postanowiono jedynego, najprawdopodobniej jeszcze żyjącego Fredericka odnaleźć   i wysłać  do domu.


Ostatecznie Edward odnalazł się i ocalał, ale niewielu z nich miało szczęście. Desant na plażach Normandii był sukcesem okupionym życiem wielu żołnierzy.



Wielu  zginęło pierwszego dnia walki.


Niektórzy z  amerykańskiej armii mieli  znajomo brzmiące nazwiska.


Niektórych pochowano, ale nie zidentyfikowano.


Ten właśnie cmentarz pokazany jest na początku i końcu filmu "Szeregowiec Ryan". Stąd też widać odcinek plaży Omaha, który był najkrwawszym odcinkiem wybrzeża podczas operacji lądowania.

  
Jest tu 9387 grobów. Wielu  żołnierzy  zaginęło. Ich nazwiska umieszczono na tablicach przed cmentarzem. Gdy ostatecznie czyjeś ciało odnaleziono i zidentyfikowano, umieszczano na tablicy małą rozetę (tak jak te dwie, które widać na zdjęciu z prawej strony).







Na cmentarzu są cztery groby cywili. Jedną z osób pochowanych jest Elizabeth Richardson. Była artystką i sportsmenką, zgłosiła się na ochotnika do Czerwonego Krzyża i uczestniczyła w walkach w Normandii. 25 lipca 1945 r., czyli już po wojnie w Europie, zginęła lecąc do Paryża. Samolot rozbił się we mgle.


Tu pochowany jest również najstarszy syn prezydenta USA, bohater obu światowych wojen. Uczestniczył w inwazji D-Day na własne życzenie. Zmarł na zawał serca w lipcu 1944 r.

Przed wejściem znajduje się pomnik



a w środku cmentarza kaplica.


Cmentarz w Colleville-sur-Mer zrobił na nas ogromne wrażenie

Ilość miejsc, które można odwiedzić w związku z walkami w Normandii jest ogromna. Ma się wrażenie, jakby wojna niedawno się skończyła, bo to wszystko wciąż "żyje" i przyciąga uwagę wielu zwiedzających. My musieliśmy wybrać tylko kilka. Po Pointe de Hoc i cmentarzu amerykańskich żołnierzy udaliśmy się jeszcze do Arromanches - les - Bains. 


To miejsce, gdzie zbudowano prowizoryczny port, który zapewniał przeładunek sprzętu i zaopatrzenia przed odbiciem z rąk Niemców portów morskich -Havr i Cherbourg.


Do Arromanches doholowano ogromne pływające doki, których pozostałości można do dziś oglądać.


Był to prawdziwy cud techniki, podobnie jak "Pluto" czyli podwodny rurociąg, który zapewniał nieprzerwanie dostawy ropy dla aliantów.


W ciągu stu dni funkcjonowania przez port zwany "Mulberry Harbours" przybyło 0,5 miliona pojazdów, 4 miliony ton zaopatrzenia i 2,5 miliona osób.
Czuliśmy również potrzebę odwiedzenia cmentarza polskich żołnierzy, który znajduje się w Urville - Langannerie. To największa polska nekropolia wojenna we Francji, na której spoczywa prawie 700 naszych żołnierzy.


Cmentarz jest bardzo dobrze utrzymany. Spoczywają tam żołnierze z 1 Dywizji Pancernej walczącej w Normandii oraz lotnicy, którzy zginęli na terenie Francji podczas wykonywania zadań.


Jednym z nich był porucznik J. Piotrowski z 308 Dywizjonu "Krakowskiego", który zginął 14 stycznia 1944 r. nad Francją w walce z niemieckimi myśliwcami. Jego "spitfire" rozbił się ok. 30 km na południe od St. Omer. 


Są również groby żołnierzy, których tożsamości nie ustalono.


Większość tych żołnierzy zginęła podczas walk pod Falaise. Była to jedyna droga odwrotu dla otaczanych przez aliantów wojsk niemieckich 7 armii. Tam też polska 1 Dywizja samotnie zablokowała hitlerowcom odwrót, a gen. Montgomery powiedział później naszym żołnierzom, że "byliście korkiem od butelki, w której zamknięto Niemców". Z pewnością możemy być dumni z udziału w operacji Overlord, choć lepiej gdyby wojny/wojen nie było wcale.

16 komentarzy:

  1. Co za ciekawa lekcja historii! Opisane losy konkretnych żołnierzy sprawiły, że przeczytałam ten tekst ze ściśniętym gardłem. Przejmujące, zwłaszcza teraz, gdy mamy wojnę tak blisko, w Europie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Historia widziana z perspektywy czlowieka
    przejmujacy wpis - godny hold dla tam poleglych.
    grazyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszająca opowieść.Będąc we Francji miałam okazję zobaczyć ogromny cmentarz żołnierzy amerykańskich.
    Tego się nie zapomina.Dziękuję za lekcje historii,a tartę zjadłam w myślach,nawet nie wiem kiedy.
    Serdecznie pozdrawiam-)
    I.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tarta bardzo apetyczna ,a historia wzruszająca , inaczej się coś czyta jak dotyczy to konkretnej osoby , wzrusza

    OdpowiedzUsuń
  5. Małgosiu, dziękuję za interesującą lekcję historii. Pozdrawiam. Marzenna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo Wam dziękuję :) Takich historii jest tyle ilu było żołnierzy...a do tego losy ich bliskich, tak jak wdowy po sierżancie W. Geldonie. Też uważam, że inaczej czyta się bezduszne cyfry dotyczące wojny, a inaczej patrzy się na rzeczywistość przez czyjeś losy. Tym bardziej, że byli to młodzi, zdrowi i pełni sił ludzie :) Pozdrawiam Was serdecznie


    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo wzruszająca historia, u Was zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć.
    Uwielbiam calvados, a ostatnio też i cydr z Normandii, jest lepszy niż nasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Kasiu :) Cydr też bardzo lubimy, szczególnie wytrawny :) pozdrawiamy

      Usuń
  8. Uwielbiam Normandię!
    Rześkość od morza, pyszne ryby i skorupiaki, i cydr.

    OdpowiedzUsuń
  9. Miejsce lądowania Aliantów robi niesamowite wrażenie, niestety to trudna i bardzo krwawa historia.
    Tarta wspaniała!!! Bardzo dziękuję za kartkę z mojej ukochanej krainy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to fajnie, że kartka dotarła, bo z nimi różnie bywa :) Trudno będą c w Normandii nie zetknąć się z historią Overlord, a tarta rzeczywiście ...godna polecenia :)

      Usuń
  10. oj, fajnie ta tarta wygląda :) Chyba się skuszę na nią

    OdpowiedzUsuń
  11. Niesamowity kawal historii. Z bijacym sercem wrocilam myslami do Omaha Beach!
    A chlebek z durum, momo ze "unplugged" wyszedl ci znakomicie :)

    OdpowiedzUsuń