Rogaliki w Czerwcowej Piekarni.
czerwca 18, 2018
/
27
W czerwcowej Piekarni Amber pieczemy czeskie rogaliki :) Może one i czeskie, ale po upieczeniu smakują zupełnie jak te, które kupowałam wieki temu w pobliskiej piekarni na śniadanie. Przepis udany, łatwy w wykonaniu i do powtarzania.
Rogaliki
500 g mąki pszennej typ 550 (użyłam manitoby)
300 ml letniego mleka
25 g roztopionego i ostudzonego masła
8 g soli
20 g świeżych drożdży
1 żółtko jaj
1 łyżeczka cukru trzcinowego
dodatkowo:
1 jajko
sezam, mak, kminek lub gruboziarnista sól do posypania
1 jajko
sezam, mak, kminek lub gruboziarnista sól do posypania
Mleko lekko podgrzać, żeby było letnie, dodać cukier i rozkruszyć świeże drożdże. Poczekać, aż zaczną pracować i wytwarzać bąbelki. Zaczyn połączyć z mąką, masłem, solą i żółtkiem jaja, wyrabiać przez około 15 minut, aż ciasto będzie gładkie i umieść je w lodówce na około 14 godzin.
Po wyjęciu z lodówki zostawić ciasto w temperaturze pokojowej przez 1,5 godziny, następnie podzielić na cztery równe części. Pozostawić kawałki ciasta na kolejne 20 minut pod ściereczką. Rozwałkować je na prostokąty, podzielić na cztery trójkąty i zwinąć rogaliki. Pozwolić rogalikom rosnąć przez 45 minut na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, pod ściereczką.
Ubić jajko i posmarować nim rogaliki, posypać sezamem, makiem, kminkiem lub solą wg upodobań. Piec w temperaturze 200 °C przez 20 minut. Po upieczeniu ostudzić na kratce.
Uczestnicy Czerwcowej Piekarni:
Am.art kolor i smak – klik!
Akacjowy blog – klik!
Apetyt na smaka – klik!
Codziennik kuchenny – klik!
Dom z mozaikami – klik!
Idę i myślę – klik!
Kuchennymi drzwiami – klik!
Moje kucharzenie – klik!
Moje małe czarowanie – klik!
Ogrody Babilonu – klik!
Proste potrawy – klik!
Stare gary – klik!
Weekendy w domu i ogrodzie – klik!
W poszukiwaniu slow life – klik!
Zacisze kuchenne – klik!
Akacjowy blog – klik!
Apetyt na smaka – klik!
Codziennik kuchenny – klik!
Dom z mozaikami – klik!
Idę i myślę – klik!
Kuchennymi drzwiami – klik!
Moje kucharzenie – klik!
Moje małe czarowanie – klik!
Ogrody Babilonu – klik!
Proste potrawy – klik!
Stare gary – klik!
Weekendy w domu i ogrodzie – klik!
W poszukiwaniu slow life – klik!
Zacisze kuchenne – klik!
Małgosiu, to wspaniale, że smakują tak samo jak z ulubionej piekarni!
OdpowiedzUsuńPrzepis jest czeski i ja poznałam je u naszych południowych Sąsiadów.
DZiękuję za czerwcowe pieczenie!
Aniu z pewnością jeszcze je upiekę, pozdrawiam i dziękuję :)
UsuńAleż piękne i słoneczne są Twoje rogaliki, aż lśnią:). Podoba mi się bardzo pierwsze zdjęcie (Morze Martwe) - kolorystycznie byłaby fajnie wybarwiona włóczka . Ala
OdpowiedzUsuńDziękuję Alu. Co do zdjęcia, to wszystko dzięki nieustannemu zachmurzeniu :)
UsuńPiękne rogaliki.
OdpowiedzUsuńa Wasza relacja fotograficzna bardzo mnie zaintrygowała:)
pozdrawiam serdecznie.
Dziękujemy :) Również pozdrawiamy
UsuńJakie fajne miejsce na zwiedzanie! Może martwe jest takie intrygujące...
OdpowiedzUsuńI wysychające, jednak wyjątkowe, unikatowe...Pozdrawiamy
UsuńJak zwykle obrazy przyrody urzekają, choć na tych z Morzem Martwym jest taki zastój. Rogaliki cudne i fajnie móc znowu razem piec:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
OdpowiedzUsuńMarzenko słusznie odebrałaś, bo to takie morze nie morze, bez fal, bryzy itp. Pozdrawiamy
UsuńRogaliki pyszne, to wiem, podróż przecudna, a ptaki jak zwykle mnie powalają, są urocze, to musiały być cudne spotkania.
OdpowiedzUsuńTak Dorotko, to zaskakujące, bo są w czasem bardzo nieprzyjaznych do życia miejscach. Pozdrawiamy
UsuńRogaliki piękne i pewnie smakowite!
OdpowiedzUsuńRejon Morza Martwego jakiś jałowy i faktycznie martwy.
Spotkanie z ptaszkami fantastyczne!Cudna ta Wasza relacja.
Pozdrowienia-)))
Irenko i Marku - dziękujemy za odwiedziny. W Morzu Martwym oprócz mikroorganizmów nie ma życia, woda oleista, ale wyporność imponująca :) Dookoła pustynia, malownicza, ale to miejsce specyficzne. Pozdrawiamy
UsuńDziękuję za wspólne pieczenie Piękne zdjęcia
OdpowiedzUsuńDziękujemy Bożenko, również pozdrawiamy
UsuńMałgosiu, piękne rogaliki, a podróż niesamowita, nie zdawałam sobie sprawy, że Morze Martwe aż tak wysycha, straszne.
OdpowiedzUsuńTak Elu, zmienia się. Kiedy byłam tam 10 lat temu hotele stały nad morzem, teraz z niektórych wożą turystów bo sa ponad kilometr od brzegu. Nie mogłam uwierzyć, jak na to patrzyłam, a jednak...Pozdrawiam
UsuńUdany wypiek i ciekawa historia :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńRogale, wiadomo, świetne.
OdpowiedzUsuńDzięki za ptaki i roślinność, bo tego we własnej kuchni nie upichcę. :)
:D Miło nam piec razem z Tobą :) Pozdrwienia
UsuńWow i nie wiem co podziwiać rogale czy te zdjęcia po niżej :)
OdpowiedzUsuń:) Dzięki ;)
UsuńRogaliki wyglądają po mistrzowsku! I pewnie tak też smakują.
OdpowiedzUsuńZaś podróż nad Martwe Morze to dopiero wyprawa! Jak zawsze zdjęcia przepiękne i ciekawie się czytało do porannej kawy :)
Piękne i puchate :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspólny czas i zazdroszczę podróży :)
a ja jak zwykle zachwycam sie ptakami :) Turkaweczka mnie urzekła. A zapadliska po prostu przeraziły.
OdpowiedzUsuń