Podróż do przeszłości. "ABBAtary" w Londynie.

Czy można powrócić do przeszłości? Nasze czerwcowe doświadczenie mówi, że tak. Przynajmniej na chwilę.

Długo zastanawialiśmy się co robić w długi weekend czerwcowy. Byliśmy spragnieni wyrwania się z domu. Przypadek sprawił, że trop padł na Londyn. Przełom wiosny i lata zachęcał do odwiedzin tego miasta ze względu na ładną pogodę, wciąż niewielką o tej porze liczbę turystów i kwitnące rośliny w niezliczonych parkach. Poza tym Londyn zawsze przyciąga nas kulturą i sztuką, która jest dostępna na wyciągnięcie ręki w wielu darmowych muzeach: National Gallery, British Museum, Tate Britain i Modern, British Library, Natural History Museum, że wymienię tylko część naszych ulubionych. 

Tym razem był jeszcze jeden powód. 26 maja odbyła się premiera niezwykłej trasy koncertowej. Specyficznej, bo koncerty odbywają się w jednym mieście i w jednej hali zbudowanej specjalnie pod to wydarzenie. My pojawiliśmy się tam trzy tygodnie od premiery, o czym przypomniano nam rozdając takie oto odznaki.

ABBA nagrywała swoje płyty między 1974, a 1982 rokiem, kiedy to zespół ostatecznie się rozwiązał. Jakieś 20 lat później zespół otrzymał absurdalne oferty powrotu na roczną trasę koncertową z gażą dziesięciu milionów dolarów za spektakl, czyli 2,5 miliarda za całą trasę. Odmówili, bo pewnie ilość sprzedanych płyt, musical "Mamma Mia" i perspektywa nakręcenia kolejnych filmów sprawiły, że pieniądz nie był dla nich wystarczającą motywacją. Chcieli być zapamiętani jako piękni i młodzi. Sami mówili, że są już za starzy i każde z nich żyje swoim życiem, bowiem obie pary były od dawna po rozwodzie. W końcu postanowili jednak wrócić z nową płytą, która jako ich pierwsza zyskała nominację do nagrody Grammy. Członkowie zespołu zażartowali sobie, że każdy kto nagra płytę po 40 latach przerwy winien automatycznie otrzymać taką nominację. Płyta udowodniła, że duet Bjorn i Benny wciąż umieją pisać chwytliwe piosenki o fantastycznej melodyce, a głosy Pań brzmią nadal doskonale.

Nigdy nie byliśmy fanami ABBY. Zawsze słuchaliśmy ich muzyki z przyjemnością. Obejrzeliśmy w kinie oba musicale "Mamma Mia". Dobra rozrywka, fajny scenariusz, doskonała muzyka, świetni aktorzy. Jak zwykle druga część nieco wtórna, ale takie są prawa filmowego biznesu. 

Z Piercem Brosnanem, jednym z śpiewających aktorów, lecieliśmy swego czasu samolotem z Londynu do Kapsztadu. Małgosia pamięta fakt, gdy Pierce skrzyżował z nią wzrok, gdy wsiadaliśmy do samolotu. Tu rozstaliśmy się. Udaliśmy się po płaskim chodniku na prawo do klasy ekonomicznej. On miał gorzej, bo musiał wspiąć się na lewo pod górę. Potem było mu lepiej, bo znalazł się w klasie pierwszej. 

I to cała nasza historia interakcji z ABBĄ, ich muzyką, musicalami, aktorami... 

Temat koncertów pojawiał się wielokrotnie, aż w końcu ktoś wpadł na innowacyjny pomysł stworzenia z postaci ABBY hologramów, które pojawią się na scenie, bez konieczności uczestniczenia w koncercie żywych postaci.

Zespół pojechał do Las Vegas, gdzie wyprodukowany został "hologramowy" show Michaela Jacksona. Nie zrobił na nich wielkiego wrażenia. Chcieli ulepszenia technologii, by występ stał się bardziej wiarygodny, Wówczas pojawił się George Lucas, ten od Gwiezdnych Wojen, ze swoją firmą Industrial Light & Magic. Chciał wykorzystać technologię z filmów takich jak Lord of the Rings czy Avengers, by wykorzystać wizerunki członków zespołu sprzed lat. Stworzyli komputerowe wizerunki avatarów, lub jak sami ich nazwali - ABBAtarów. Wysłali ponad 100 kamer i 40 techników do Szwecji na pięć tygodni. Te sfilmowały tańczących młodych aktorów i członków zespołu z każdego możliwego kąta. Członkowie ABBY określili te tygodnie pracy jako codzienną ośmiogodzinną robotę, ale sprawiającą niemałą satysfakcję. Efekt przerósł ich oczekiwania. Koncerty zostały zaplanowane, a fani ABBY i żądni wspomnień ruszyli po bilety.

Na okoliczność koncertów została wybudowana specjalna ABBA Arena, która mieści 3000 widzów.

 Gdy kupowaliśmy bilety były dostępne już tylko miejsca stojące na płycie. Okazało się to jednak strzałem w dziesiątkę, bo staliśmy blisko sceny, a jednocześnie nie było tłumu jak to zwykle bywa na innych koncertach. Tu brawa do organizatorów, którzy zadbali o komfort widzów w dobie pandemii.

Po intensywnym dniu, który spędziliśmy chodząc po Londynie zależało nam, by na miejsce dotrzeć w ostatniej chwili. Weszliśmy więc kilkanaście minut przed koncertem. Równo o piętnastej zaczęło się. To niewiarygodne jak realistyczne wydały się postaci członków zespołu, które pojawiły się na scenie. Jeśli nie znalibyśmy kontekstu, bylibyśmy pewni, że oto Bjorn, Benny, Anna i Frida śpiewają i tańczą jako rzeczywiste osoby. Młodsi o lat czterdzieści.












Wydaje się abstrakcyjne, że tłum zawrzał na widok "sztucznych" postaci, ale w towarzystwie rzeczywistych muzyków wspierających "awatary". Tyle, że oni wyglądali jak prawdziwi! Sami krzyczeliśmy i machaliśmy rękami w ich kierunku. Koncertowa aura zdecydowanie nam się udzieliła. Piękne efekty świetlne, zmieniające się obrazy na ogromnych ekranach i ten niezwykły efekt, że jesteśmy na najprawdziwszym koncercie zawładnął nami w taki sposób, że zapomnieliśmy o istnieniu awatarów, a przywitaliśmy żywe postaci na scenie. 






Przyznam, że przed wizytą w Londynie wysłuchaliśmy całą setlistę koncertu. Same przeboje, poza może dwoma utworami, które nie do końca były nam znane. Łatwo więc było nam wejść w atmosferę koncertu. Dziś możemy powiedzieć, że było to najlepsze półtorej godziny, które spędziliśmy ostatnimi czasy w zamkniętej przestrzeni poza domem. Przez kolejne dni nuciliśmy sobie pod nosem chwytliwe dźwięki.

Wciąż mamy w oczach piękne obrazy, efekty świetlne, sceniczną fantazję i  przebojową muzykę. I takie pożegnanie, najpierw tych młodych postaci sprzed lat...

... a chwilę później tychże dzisiejszych siedemdziesięcioparolatków. Do dziś nie wiemy czy ci ostatni byli tam naprawdę.


6 komentarzy:

  1. Jak wspaniała przygoda! Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam relację z tak niecodziennego koncertu. Zawsze słuchałam piosenek ABBY z przyjemnością. Co do Londynu to się zgadzam, byłam tylko raz, ale nigdy nie zapomnę tych ogrodów i atrakcji. Pozdrawiam serdecznie Was oboje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że świetnie się bawiliśmy, a koncert był tak sugestywny, że chwilami zapominaliśmy iż są tp tylko "hologramy". Absurdalne jest to, że machaliśmy i krzyczeliśmy wraz z tłumem do komputerowych postaci. Sama muzyka dostarczyła nam wiele wzruszeń. Szczerze polecamy.
      A Londyn - no cóż wielokrotnie odwiedzany prywatnie i służbowo, nigdy mnie nie znudził.

      Usuń
  2. To musiał być niezwykły koncert i niesamowite przeżycie. Tym bardziej niezwykły, że to przecież nasza młodość, hahah, na pewno moja. Ta muzyka jest ponadczasowa , ciągle porywa. Az miałam dreszcze jak oglądałam końcowy filmik. Pozdrawiam Urszula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula to też nasza młodość. Rzeczywiście hity ABBy się nie starzeją. Bawiliśmy się świetnie. Niestety na koncercie nie można filmować, a filmik promocyjny pokazuje małe fragmenty koncertu. Dobre i to :) Było niesamowicie :) Dzięki za odwiedziny, też pozdrawiamy :)

      Usuń
  3. Witaj :) zobaczyłam wpis o Abbie i zajrzałam. Nie tam żebym była fanką Abby ale lubię ich piosenki. Moją uwage zwróciła również atrakacja o jakiej wspominasz. Londyn pod tym względem jedt niesamowity I sama bym chciała trafić na taki koncert. My bylismy jakiś czas temu w muzeum Abby w Sztokholmie u tam można dowiedzieć się sporo ciekawych informacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu dzięki za odwiedziny. O muzeum wiemy, ale nie dotarliśmy tam. Może kiedyś? Tego typu koncert był dla nas bardzo ciekawym doświadczeniem, polecamy:)

      Usuń