Ciekawe życie pliszek siwych.
czerwca 29, 2016
/
8
Smukła i zgrabna, ubrana w klasyczną czerń, biel i szarość wygląda bardzo elegancko. Do tego te zwinne ruchy i filuternie falujący ogon. Pliszka siwa - dość popularny ptak i wszędzie spotykany dziś jest bohaterem tego wpisu.
Przybywa do nas wczesną wiosną i potrafi odlatywać dopiero w październiku. Wtedy to leci na Bliski Wschód lub do północnej Afryki, żeby przezimować. w "Ptakach Polski" Andrzeja G. Kruszewicza wyczytałam, że zdarza się pozostanie tego gatunku u nas podczas lekkich zim. Pliszki widywane były wtedy w okolicach Szczecina i Gorzowa.
My obserwujemy ptaki głównie w lesie i przyznam, że dużo częściej można zobaczyć pliszki w pobliżu zabudowań.
Widujemy je również na plaży
i w pobliżu zbiorników wody.
W lesie, po którym chodzimy najczęściej widujemy pliszki na Polanie Krykulec. W tym roku pojawiły się tam na początku kwietnia. Na drzewach rzadko przesiadują.
Obserwowanie ich to prawdziwa frajda. Robienie zdjęć pliszkom to dużo trudniejsze zadanie. Wszystko dlatego, że są w ciągłym ruchu.
Szybko spacerują lub podbiegają, skaczą w powietrzu żeby złapać owada. Rzadko przystają. Są niezwykle skuteczne w polowaniu.
Gdy łapią dość duże jak np. żuki, wtedy podrzucają je kilka razy do góry wyrywając najpierw skrzydła, żeby pozbawić ofiarę możliwości ucieczki.
W poszukiwaniu owadów pomaga im...ogon. Podobno ten nieco zbyt długi i stale podrygujący skutecznie wypłasza owady.
Niełatwym zadaniem u pliszek jest odróżnienie płci. Jeśli przyjrzymy się uważnie czarnej "czapeczce" na plecach to będziemy mogli zauważyć, że czerń piór przechodzi dość łagodnie w szarość pleców, wręcz jakby granica ulega rozmyciu. Tak jest u samiczek i widać to na dolnym zdjęciu.
U samców ta granica jest bardzo wyraźna.
Pliszki siwe budują gniazda pod dachówkami, w szczelinach murów, w kanałach wentylacyjnych, w leśnych wykrotach, pnących się po drzewach bluszczach itp.
Samiczka znosi od 4 do 8 jaj. Wysiadywanie trwa niecałe dwa tygodnie.
Gdy maluchy podrosną i opuszczą gniazdo (wg A. Kruszewicza), jeszcze przez dwa tygodnie karmią je rodzice.
Zgodnie z ptasią strategią bezpieczeństwa starają się jednak nie zwracać uwagi otoczenia na maluchy. Gdy próbowałam sfotografować karmienie, "tata pliszek" robił kilka podejść ale ostatecznie nie zdecydował się, bo pewnie wg niego byłam zbyt blisko.
Na Polanie Krykulec są nieduże budowle hydrotechniczne i tam najczęściej przebywają pliszki. Podejrzewamy, że pod mostem zbudowały gniazdo, a dziś w jego pobliżu przesiadują dwa maluchy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pewnego razu zastałam tam sytuację niecodzienną.
Kos - samiec karmił małą pliszkę. Za pierwszym razem miałam wrażenie, że mi się zdawało, ale zrobione zdjęcie choć bardzo kiepskie te wątpliwości rozwiało. Kolejnym razem postanowiłam to dokładniej sprawdzić.
Sprawa nie była prosta, bo kos zachowuje się jak prawdziwy rodzic i unika widowni. Gdy wyczuwa zagrożenie odlatuje, a za nim maluchy. Trzeba zatem trzymać się z daleka, a miejsce karmienia jest niestety bardzo zacienione. Mimo teleobiektywu nie udało mi się zrobić dobrych zdjęć i mimo kilku karmień tylko raz udało mi się udokumentować tę sytuację. Za każdym nieudanym razem kos z maluchami odlatywał gdy tylko przymierzyłam się do zdjęcia. Najważniejsze, że dowody są.
W okolicy kos bardzo pracowicie zbiera pożywienie.
Gdy przylatuje maluchy są zaraz przy nim i domagają się karmienia.
Sprawiedliwe karmi raz jedno raz drugie.
Niekiedy jednak jego dorodne zdobycze nie są w stanie zmieścić się do dzioba malucha.
Jednak opiekuńczy przybrany tata nie zraża się za pierwszym razem.
Zagadkowa to sytuacja i nie znajdujemy na nią wyjaśnień. Cieszy nas jednak to odkrycie, bo w przyrodzie choć pozornie wszystko odbywa się zgodnie z ustalonymi zasadami zdarzają się takie intrygujące incydenty. Podczas obserwacji ani razu przy maluchach nie pojawił się prawdziwy rodzic. Zdarza się, że pliszki po odchowaniu potomstwa przystępują do kolejnego lęgu właśnie w czerwcu i być może są już tym zajęte. Maluchy swobodnie latają i są duże. Jednak ich związek z kosem to prawdziwa dla nas gratka.
Podczas gdy przybrany tata zdobywa pożywienie, maluchy relaksują się na murkach.
W swoich szarościach są jak kamienie, na których siedzą i trudno je wypatrzeć.
Przyroda zaskakuje i zadziwia :)
dopisek z dn. 15 sierpnia
Po opublikowaniu tego posta pokazana powyżej sytuacja nie dawała mi spokoju. Napisałam do Pana Andrzeja Kruszewicza i otrzymałam taką odpowiedź "Tak może się przytrafić, gdy ptak straci własne pisklęta. Może odruchowo nakarmić inne, żebrzące. Ciekawa obserwacja ak"
Pliszka siwa jest piękna i urocza, ja teraz szukam z lornetką i aparatem pliszki cytrynowej ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za informacje z artykułu bardzo mi pomogły gdy znalazłam pisklę pliszki, które opuściło gniazdo w zawieszonych u nas budkach. Teraz wiem, że rodzice nakarmią pisklę i mam nadzieję, że nie zabije go żaden kot.
OdpowiedzUsuńPodziwiam zacięcie z jakim tropiłas pliszki. Znowu sie czegoś ciekawego dowiedziałam. Do tej pory znałam tylko ich nazwę. Pewnie odlatują na zimę w grupach. Dobrze, ze samczyk ma czule serduszko. Bardzo to wszystko jest ciekawe. Maria z Pakuj walizy.
OdpowiedzUsuńMarylko dziękuję, że do takiego starego posta zajrzałaś :)Tak pliszki są u nas tylko w okresie wiosenno-letnim. Co do kosa opiekującego się młodymi pliszkami to zjawisko niesamowite, ale jednoczenie nieodosobnione. Potem szukałam informacji, czy coś takiego w przyrodzie zdarza się. Okazało się, że dzięcioł opiekował się młodymi wróblami. To oczywiście w kwestii ptaków, ale wśród ssaków też to się zdarza. Pozdrawiam Cię serdecznie - M.
UsuńSuper że trafiłam na Twoj blog.
OdpowiedzUsuńMam jak sie okazalo pliszke na swoim wiejskim podwórku. Ale zdjecie jej zrobić no cóż nie chce być ta moja pliszka uwieczniona.Pozdrawiam Dorota.
W naszej małej stodole jest gniazdo z pliszkami. Zawsze obserwowalismy jak rodzice opiekują się młodymi. Dziś znalazłam kota sąsiadów który zjadał rodzica. Przez kilka godzin żaden z rodziców nie pokazał się. Dałam młodym pić i po 2 muchy i nie wiem co dalej robić... 😔
OdpowiedzUsuńProponuję poszukać pomocy weterynaryjnej. U nas w Gdyni jest klinika całodobowa na ul. Stryjskiej, która przyjmuje chore, ranne ptaki, a tym bardziej niezdolne do samodzielnego życia.
UsuńHistoria o kosie karmiacym male piskleta jest przeurocza.
OdpowiedzUsuń