Podróż po Etiopii - cz. 9 - kierunek Goba.
Przed nami kolejny odcinek podróży znad jeziora Langano do Goba, naszej bazy wypadowej w górach Bale. Mamy do pokonania około 250 km drogi, co na warunki etiopskie oznacza długą podróż. Nie jest to jeszcze najgorszy odcinek trasy. W większości to ciągle asfalt, choć jakość drogi miejscami budzi zastrzeżenia. Jedziemy przez Szaszemenie i Dodola w kierunku Dinsho. W Etiopii, jak w żadnym innym kraju krajobraz bardzo szybko zmienia się. Opuściliśmy suchą, kolczastą sawannę, która została za nami. Pojawiają się zielone obszary z zupełnie inną roślinnością i pola uprawne.
Temperatury chłodniejsze, ludzie mimo słońca ciepło ubrani. Niektóre rośliny uprawne są tuż przed zbiorami. Wśród poletek dalej dominują skromne lepianki.
Jednak jest asfalt i prąd, a to już dużo więcej niż nad jeziorami Abijatta, Shalla i Langano.
Jedziemy cały czas na wschód, wyjeżdżając tym samym z Doliny Ryftowej położonej w znacznym obniżeniu. Nasza trasa wiedzie w kierunku gór i wspinamy się coraz wyżej.
Na wielu polach jest już po żniwach. Słomiany w kolorze krajobraz urozmaicają zielone, wysokie drzewa.
Jesteśmy na wysokości prawie 2500 m n.p.m., w tle widać górę Kaka. Niech Was nie zwiedzie jej łagodność. Choć wygląda jak pagórek, ma 4180 metrów wysokości nad poziomem morza.
Powoli zaczynamy docierać do pasm gór Bale. Po raz pierwszy samochód musi się wspinać po górskich drogach. Obserwujemy znów zmieniający się krajobraz, którego barwy przypominają różne odcienie ziemi.
Tu (poniżej) - w okolicach drzew - widać niczym ziarenka maku charakterystyczne zwierzęta hodowlane tego regionu. To konie pilnowane przez pasterzy. Przestrzenie są ogromne.
Ludzie żyją tu bardzo skromnie, podobnie jak wszędzie. Jednak w górach klimat jest znacznie surowszy. Każde wyjście z samochodu na zdjęcie trzęsie nami z zimna. Do tego wieje, aż trudno utrzymać aparat.
Im bliżej Dinsho tym wyżej. Każdy postój oznacza natychmiastowy kontakt z tubylcami, czy tego chcemy, czy nie. Najtrudniej jest, gdy przy drodze są ptaki, bo zbiegowisko ludzi oznacza, że ze zdjęć "nici". Tak jest zawsze, to norma w Etiopii.
W końcu przejeżdżając przez góry, przy krętej drodze gdzieś między miejscami zamieszkałymi przez ludzi, dostrzegamy parę kruków grubodziobych (Corvus crassirostris) - największych przedstawicieli kruków na Ziemi, porównywanych wielkością z gęsią.
Kruk grubodzioby to ptak endemiczny, żyjący tylko w Rogu Afryki. W Etiopii spotykany jest głównie w Parku Narodowym Semien (na północy) i Parku Narodowym Bale. Upodobał sobie górskie obszary do wysokości 4100 m n.p.m.
Para, którą spotkaliśmy była bardzo sobą zajęta. Ptaki obdarzały się wzajemną czułością, która polegała na ciągłym przytulaniu się i skubaniu piór, zwłaszcza w okolicach głowy, gdzie są one bardzo krótkie.
Samica wydawała się nieco drobniejsza niż samiec. Ptaki te łączą się w pary tylko w okresie lęgowym. Poza tym okresem żyją w stadach. Przyjrzyjcie się dziobowi. Ma długie, wklęsłe rowki. Końcówka dzioba jest biała, podobnie "czapeczka", która mi kojarzy się z jarmułką ;) Na karku jest też wąski pasek białych piór. Cechą charakterystyczną jest brązowy połysk ptaków, który dzięki słońcu widać na zdjęciach.
Poniżej widać, że otwory nosowe w rowkach na dziobie przykryte są piórami, zwłaszcza u ptaka po prawej stronie.
Kruki grubodziobe jedzą pędraki. Zaobserwowano, że potrafią rozrzucać łajno i wydobywać z niego larwy chrząszczy. Jedzą też padlinę, skrawki mięsa i resztki żywności porzucone przez ludzi. Potrafią wydobywać ziarna z dojrzałych zbóż.
Bardzo nam zależało, żeby zobaczyć te ptaki. Zrobienie zdjęcia to marzenie numer dwa. Oba się spełniły :) Mieliśmy dużo szczęścia.
Po przejechaniu przez pasmo gór droga wywiodła nas na rozłożysty niczym dolina teren. To już wysokość ok. 3200 metrów. Wkraczamy do Parku Narodowego Gór Bale. Sam park obejmuje 2150 km kwadratowych. Dzieli się na pięć stref roślinnych, z których każda ma własną, charakterystyczną faunę i florę. To północny Grass Land. Obejmuje on teren na północ od góry Gaysay i grzbietu Adelay. Płynie tu rzeka Gaysay, dlatego używa się też nazwy sektor Gaysay albo Dolina Gaysay. To teren między 3000 i 3500 m n.p.m., wokół górnej granicy wzrostu drzew. Najbardziej na północ wysunięty obszar parku.
Niale są zwierzętami zagrożonymi wyginięciem (przez polowania i utratę siedlisk). Prawdopodobnie jest ich około 2500 szt. Samce ważą ok. 300 kg i mają charakterystyczne, kręte rogi. Spokrewnione są z afrykańskimi antylopami kudu. Samice są nieco mniejsze, osiągają maksymalnie 200 kg masy ciała.
Na łące w towarzystwie niali pasły się na trawie guźce i pawiany oliwkowe. Jeden wybrał asfalt, żeby zapolować na owady.
Na podmokłym terenie dostrzegliśmy tam łyskę czubatą.
To ptak z charakterystycznymi, czerwonymi wyrostkami, których nasze łyski nie mają. Podjada rośliny wodne i lubi tereny z trawą i trzcinami.
Dzierlatka etiopska dobrze czuje się na tych wysokościach. Spotkamy ją jeszcze wyżej, na Płaskowyżu Sanetti. Lubi tereny z odkrytą ziemią i półsuchymi łąkami. Gniazduje na ziemi, żywi się nasionami i owadami.
Chwastówkę etiopską spotkaliśmy po raz pierwszy nad jeziorem Ziway - klik. Tu panują zupełnie inne warunki klimatyczne, ale jak widać temu drobnemu, owadożernemu ptakowi to nie przeszkadza.
Oprócz ptaków udaje nam się zobaczyć szakala złocistego. To największy przedstawiciel szakali i jedyny, występujący również poza Afryką. W 2015 roku stwierdzono jego obecność w Polsce.
Z Doliny Gaysay ruszamy w kierunku Dinsho. Mijamy miejscowość i tuż za nią dojeżdżamy do lasu jałowcowego, gdzie jest siedziba Parku Narodowego Gór Bale. Jeśli kiedyś wybierzecie się w góry Bale pamiętajcie, że to jedyne miejsce gdzie można kupić bilety. W pozostałych wejściach do parku są tylko strażnicy, którzy sprawdzają bilety i wpuszczają za szlaban. Tu przydzielają nam strażnika, z którym idziemy pieszo w teren. Będzie też z nami przez kolejne dwa dni. To normalna, zwyczajowa procedura. Sami nie możemy podróżować po parku.
Podczas pieszej wędrówki poznajemy drugi z pięciu obszarów roślinnych gór Bale - las jałowcowy. Występuje on od 3000 do 3500 m n.p.m., pokrywając północne zbocza masywu Bale. Dominującym drzewem jest tu juniperus procera - afrykański jałowiec. Drzewa jałowcowe rosną znacznie wyższe, tu nie są okazałe, gdyż to górna granica występowania gatunku.
W cieniu drzew spotkaliśmy odpoczywające niale górskie.
Kolor ich sierści różni się, gdyż zależy od wieku zwierząt. Starsze mają kolory ciemniejsze.
Mamy też okazję spotkać kolejne endemiczne zwierzę. To Menelik's bushbuck (nie znalazłam polskiego odpowiednika nazwy tej antylopy). Mamy dużo szczęścia, bo niełatwo go spotkać. W parku jest pod ochroną i być może dlatego mieliśmy taką szansę.
Po trekkingu ruszamy do Goba, gdzie spędzimy trzy kolejne noce. Poznamy kolejne obszary Parku Narodowego Gór Bale.
Piękne opowieści :))
OdpowiedzUsuńJa z niecierpliwością czekam na Wasze posty :)
Pozdrawiam serdecznie
Marianno - dziękujemy, bardzo nas to cieszy i również Ciebie pozdrawiamy :)
UsuńTen las jałowcowy chciałabym zobaczyć. No i kruki, mam słabość nawet do naszych pospolitych krukowatych, a te grubodziobe są piękne. Pozdrowienia dla Was!
OdpowiedzUsuńPS
Sama widziałam w Polsce szakala złocistego - oczywiście nie dał się sfotografować, więc nie było to "stwierdzenie", ale zaskoczenie jak najbardziej. ;)
Mario, gdy zobaczysz las wrzosowy w kolejnym wpisie, tez powinien Ci się spodobać :) Spotkanie z szakalem w Polsce niesamowite! Ten stwierdzony przypadek w 2015 roku był w okolicach Biebrzy. A Ty gdzie go widziałaś ? My też lubimy krukowate, to bardzo ciekawe ptaki. W naszym lesie jest grupka kruków. Zawsze gdy lecą wydają się nieduże, ale jak przysiądą na drzewie, dopiero wtedy widać jakie to ogromne ptaki :) Grubodziobe są niesamowite. Jeden siedziała na wielkim drzewie jałowcowym przy hotelu. Ciągle nawoływał. Udało nam się z nim pokonwersować. Odpowiadał na nasze krakania :D Pozdrawiamy
UsuńNo to czekam na wrzośce. :) Podziwiałam te rośliny na zdjęciach Kasi Nizinkiewicz (blog "Kocham góry") z Kanarów i faktycznie robiły wrażenie.
UsuńZ ptaków umiem gadać chyba tylko z bażantami. :P A szakal trafił się pod Wrocławiem, niedaleko doliny Bystrzycy.
Mario wpis o lesie wrzosowym będzie w części 12 :) Ciekawa sprawa z szakalem. Pozdrawiamy
UsuńMoje serce zdobyły niale, piękności. A z ptaszków rozczula dzierlatka, taka skromna, urocza i nazywa się zawadiacko. Jestem przewidywalna, nie doceniam unikatowych kruków grubodziobych, może dlatego, że kiedyś sama takie czarne krążyły wokół mojego domu i ciągnie mnie do pstrych kolorów. Zaraziłam się od Was, knuję podstęp, żeby statyw rozstawić i być zawsze w pogotowiu na to co u mnie za oknem się dzieje. Szakal też niczego sobie, a do mnie kojot zagląda, tylko z nazwy są grozne. Nie wiem czy to samo pomyślałabym o pawianie, ale mieliście szczęście. Łyska cudna. Cieszę się, że mogę z Wami oglądać Etiopię. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarylko rozstaw statyw jak masz możliwość fotografować z niego. My szukamy ptaków w terenie i ze statywu się nie da. To oznacza mnóstwo niezrobionych zdjęć, albo zrobionych i do skasowania. Jednak nie ma tu jednoznacznie dobrego rozwiązania. Jeśli masz karmnik, poidełko lub rośliny, na których ptaki podjadają warto :) Kojot zagląda w poszukiwaniu jedzenia ? Miło nam, że zajrzałaś :) Pozdrawiamy
UsuńSzczerze mówiąc nie miałam pojęcia o istnieniu tego gatunku kruka. Bardzo wciagający i niezwykle interesujący wpis! Przeczytałam jednym tchem :) totalna egzotyka, mieliście wspaniałą podróż! a ja razem z Wami, bo póki co pozostaje mi o tym państwie czytać ;) pozdrowionka!
OdpowiedzUsuń