Podróż po Etiopii - część 19 - Plemię Karo, malowani ludzie znad rzeki Omo.

Kolejny dzień prowadzi nas z naszej oazy w Turmi przez Murulle do wioski Kolcho. Niecałe 70 kilometrów drogi zabiera nam dwie godziny jazdy. Wytrzęsieni w aucie docieramy nad rzekę Omo, której zakole pięknie widać z wysokiej skarpy będącej granicą wioski. Ale nie przyjechaliśmy dla jej widoku. Żyje tu plemię Karo, które kultywuje niezwykłą tradycję.





Pozostało ich dwa, może trzy tysiące. To najmniej liczne plemię Etiopii i bodaj najmniejsze na kontynencie afrykańskim. Ich populację pod koniec XIX wieku wytrzebiła plaga śpiączki afrykańskiej, choroby roznoszonej przez muchy tse-tse. Kiedyś Karo byli ludem wędrownym, pasterskim. Dwudziesty wiek zmienił ich sposób funkcjonowania. Utrata dużej ilości bydła w wyniku zabójczych much tse-tse spowodowała, że stali się w większości plemieniem osiadłym. Uprawiają sorgo, fasolę, kukurydzę, żyjąc w miejscach, gdzie nie mogą narzekać na deficyt wody. Bliskość rzeki sprawia, że zajmują się uprawą, łowią też ryby, a uzupełnieniem diety jest mleko krów i kóz oraz ich mięso od święta.


Wydawałoby się, że są podobni do innych plemion w dolinie Omo, ale już po pierwszym spotkaniu wiedzieliśmy, że różnią się. Rodziło się tylko pytanie, czy to zewnętrzne pozory, czy też jakaś głębsza idea.


Tradycją Karo jest malowanie ciała. Ten głęboko zakorzeniony, wiekowy obyczaj definiuje ich zachowania. Wydaje się, że dusze ich przepełnia artystyczna natura, bo powstałe wzory są bardzo różnorodne. By je stworzyć używają białej kredy, węgla drzewnego, żółtej skały mineralnej, sproszkowanej rudy żelaza, bóg wie czego jeszcze... . Dominuje jednak kolor biały. 


"Makijaż" tworzą sekwencje kropek, kresek, grubszych linii, czegoś co przypominać może upierzenie ptaków lub inne wzory znane z natury. Kobiety, dla których tego typu malowanie jest z jednej strony aspektem kulturowym, a z drugiej, wyrażeniem piękna, poświęcają szczególnie dużo czasu na codzienne upiększanie ciała. Bardzo często zmieniają też wzory na swym ciele, by być atrakcyjnymi dla płci przeciwnej. 


O dziwo,  zwyczaj ten dotyczy również mężczyzn, dla których rytuał malowania ciała jest równie ważny.


W tej niezwykłej tradycji biorą również udział dzieci. Dla nich pewnie jest to raczej próba naśladowania dorosłych niż kulturowe dziedzictwo. Sprawia jednak, że rytuał przekazywany jest i utrwalany przez kolejne pokolenia.


Drugą oznaką dbania o estetykę jest okaleczanie ciała, coś z czym spotkaliśmy się już podczas wizyt u innych plemion, choć u Karo tradycja ta jest znacznie rzadsza. Kobiety nacinają sobie wzory na piersiach, brzuchu i plecach. Blizny nacina się brzytwą lub nożem, po czym wciera się popiół, by "utrwalić" wzór. Kobiety takie uważa się za dojrzałe, tym samym godne zainteresowania potencjalnych adoratorów. Dla mężczyzn skaryfikacja to informacja o odwadze, dokonaniu wyjątkowych czynów, zabiciu groźnego zwierzęcia, czy obronie przed wrogiem. Blizna na piersi oznacza najpewniej zabicie śmiertelnego wroga z obcego plemienia. Warto więc pokazać te cechy potencjalnej partnerce oraz zakomunikować współplemieńcom. W wiosce, w której byliśmy nie zauważyliśmy tego typu oznak. Nie byliśmy w stanie odkryć też powodów zaniechania tej tradycji.


A ubiór? Kobiety plemienia Karo noszą się skromnie. Zakładają tylko przepaskę na biodra ze skóry lub kolorowych materiałów. Szyję i tors okraszają zaś ogromną ilością kolorowych naszyjników. Do tego jakieś pióro i kolorowa opaska na czole.


Zadziwiającym jest fakt, że w dobie globalizacji zwyczaje i rytuały plemienia Karo pozostały niezmienne. Poza drobnymi objawami cywilizacji takimi jak rzadko noszone t-shirty lub plastikowe klapki, stosowanie plastikowych pojemników na wodę, czy obecność karabinów AK-74 pełniących bardziej rolę odstraszacza niż środka agresji, lud ten nie został dotknięty plagą cywilizacji. 


Żyją własnym życiem, przyjmując od czasu do czasu gości z cywilizowanego świata, którzy wspomogą ich datkiem za zrobienie zdjęcia i możliwość przyjrzenia się temu co powoli odchodzi w zapomnienie.


To pierwsze przeszkadza czasem w interakcji z ludźmi. Dla mnie, po serii zdjęć, najpiękniejszym doświadczeniem była możliwość rozmowy z ludźmi, którzy są równie ciekawscy jak my. Inność przyciąga. Oni są inni dla nas, my - inni dla nich. Podczas spotkań, gdy chowamy aparat, chętnie uczestniczą w "rozmowach", gdzie rozumie się jedynie gesty, uśmiech, bezpośredni kontakt. 


Wioska plemienia Karo wydaje się znacznie porządniejsza niż te odwiedzone przez nas wcześniej. Po pierwsze jest tam porządek. Mimo skromnego trybu życia nie ma tam śmieci, okolica jest czysta, chaty zadbane.

 


Stworzona infrastruktura w postaci magazynów dla zbóż świetnie spełnia swoją rolę np. w przypadku sorgo, które w wiosce widzieliśmy mielone na mąkę.


Ludzie zajmują się codziennymi pracami, a podział obowiązków jest tradycyjny. Mężczyźni skupiają się na zapewnieniu bezpieczeństwa i tak wychowywani są od dziecka...



... kobiety zaś dbają o dzieci i przygotowywanie posiłków,


np. mieląc sorgo na mąkę.




Wspominając wizytę we wiosce Kolcho na zawsze zapamiętamy twarze pięknych, malowanych ludzi znad rzeki Omo. Tych starszych...



... dojrzałych...


... i młodszych.




12 komentarzy:

  1. Niezwykła opowieść i magiczne zdjęcia. Świat i ludzie, zwłaszcza mniejszości etniczne, potrafią zaskakiwać, zadziwić, a nawet fascynować ... A te malowidła - niezwykłe ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem przepałniona sympatią do tych ludzi, ależ są piękni. Musiałam wrócić do poprzednich wpisów, żeby lepiej dostrzec różnice. Plemię Karo prowadzi osiadły tryb zycia i można to poznać po chatach, są porządnie zbudowane bardziej zaawansowaną techniką niż poprzednie, które budowały kobiety. Wieś dba o czystośc, bo to ich siedziba. Podobają mi się ich zdobienia, może chodzi nie tylko o urodę, ale także o ochronę skóry przed słońcem? Dla mnie są piękni ze swoim makijażem. Dzieci mają ciekawie podgolone główki, Niektóre zdjęcia bardziej poruszają, jak ta kobieta w widocznej ciąży z maluchem na ręku i piórkiem wetkniętym za czerwoną opaską. Urodzi kolejne dziecko i wychowa bez tych wszystkich gadżetów, pieluch jednorazowych i modyfikowanego mleka. Pomyslałam, że życie w zgodzie z naturą, spokój, brak pędu do zarabiania pieniędzy sprawi, że to dziecko będzie spokojne i niewymagające. Zadziwia mnie fakt, że nie wystroili się na Wasze przybycie, po prostu dbają o swój wygląd zawsze. Tak, plastikowe klapki nieco zaburzają widok, ale chociaż nie kaleczą stóp. Sa piękni, niezwykli, barwni, jednym słowem sprawiliście mi prawdziwą ucztę tymi wpisami. Nie mogłam oderwać wzroku od tych twarzy. Dziękuję za niezwykłą wedrówkę po Etiopii. Wiem duzo więcej teraz. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marylko - niestety Mursi z dotychczas opisanych wypadają najsłabiej. Nędzne chatki, mnóstwo walających się śmieci, niedbałość i bałagan. Surowe mięso niedbale rzucone w kawałkach na wierzch chaty razem z brudnymi ubraniami. U Dessanech już inaczej, czyściej, bardziej uporządkowane otoczenie. Jednak jak porównamy 'spichlerz" przeznaczony na plony, tu jest ze starannie uplecionej wikliny, u Dessanech po prostu jest ;) Dodam, że będzie jeszcze piękniej. Tak, dzieci z pewnością wzrastają w rytmie natury, jednak śpiączka afrykańska pokazuje jak wysoką płaci się cenę za życie bez zdobyczy cywilizacji. Zawsze jest coś za coś. Dziękujemy, pozdrawiamy :)

      Usuń
  3. Fantastyczne ujęcia :) W jaki sposób podróżujecie po Afryce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po Etiopii, bo Afryka to ogromny kontynent, bardzo różnorodny i podróżowaliśmy po niej w różny sposób:) Natomiast po Etiopii, która jest 3,5 razy większa od Polski samochodem z napędem na 4 koła :)

      Usuń
  4. Kolejny arcyciekawy odcinek Waszej podróży.
    Jeden kraj, a każde plemię różni się od drugiego prawie wszystkim.
    Obejrzałam,przeczytałam.
    Inny, niezwykle egzotyczny świat.Pięknie go przybliżacie.
    Pozdrawiam-)
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Irenko :) Rzeczywiście jest tam wielka różnorodność plemion. Nie sposób ich wszystkich zobaczyć, trzeba z góry zaplanować gdzie się udać. Pobyt w Dolinie Omo był dla nas niezwykłym doświadczeniem, choć przyznam, że to i tak "ślizganie się " po powierzchni. Dla nas to była ważna część podróży. pozdrawiamy :)

      Usuń
  5. Kochani, coś pięknego! To plemię zachwyciło mnie i zainteresowało najbardziej z dotychczasowych. W pełni podpisuję się pod postem pani Kowalewskiej! To co robicie jest bardzo ważne. Ratujecie pamięć o ludziach, którzy odchodzą. Bo pewnie cywilizacja ich dorwie, a nie przyniesie tylko ratunku przed śpiączką... Krzysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Krzysiu za odwiedziny. Cieszy nas bardzo, że wpis Ci się podobał. Ciekawe jakie wrażenie zrobi na Tobie kolejne plemię ? Pozdrawiamy :)

      Usuń
  6. Piękne ujecie tego plemienia ich sztuki makijaży malowania ciała życia.
    Cudowne zdjęcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, to bardzo ciekawy rejon Etiopii i ciekawi ludzie :)

      Usuń