Podróż po Etiopii - część 21 - Wysoko w górach odwiedzamy plemię Dorze.

Dojechaliśmy w końcu do głównego miasta południowej Etiopii, założonego w latach sześćdziesiątych stutysięcznego Arba Minch.  Położone na wysokości 1300 m n.p.m oferuje piękne widoki na pobliskie jeziora, ogromne Abaya i znacznie mniejsze Chamo.  U podnóża, pomiędzy hotelem a jeziorami rośnie bujny las, przez który przepływają liczne strumienie, dając życiodajną wodę roślinom i zwierzętom. Wkrótce zawitamy u brzegów tychże jezior, ale dziś mamy inny cel.



Wreszcie możemy zrelaksować się w luksusowym jak na standardy Etiopii hotelu. Przyjemne  domki i basen z wizytującymi go okolicznymi ptakami sprawił, że poczuliśmy się jak w niebie, a możliwość napawania się widokiem za milion dolarów z restauracyjnego tarasu, była jak balsam po trudach podróży w Dolinie Omo.



Serwowane posiłki i gęsty las sprowadzają zwykle nieproszonych gości. W pogotowiu stał jednak człowiek z kijem przygotowanym na ewentualna inwazję obcych. Pomyślałem wtedy, że mógłbym na takie stanowisko aplikować. Spokojna, bezstresowa praca na świeżym powietrzu w miłej atmosferze wśród zadowolonych ludzi oraz bezcenny widok na las i jeziora mógłby konkurować z biurkiem w korporacji z widokiem na ekran monitora. Marzenia jednak bywają ulotne.



Celem wyprawy nie jest hotel a miejsce, które wzbudza naszą ciekawość. Tym razem było to ostatnie z plemion południa Etiopii, które mieliśmy zamiar odwiedzić. To niewielka grupa etniczna żyjąca w licznych wioskach wysoko w górach, na wysokości powyżej 2500 m n.p.m. Pozostało ich ledwie 30.000. Żyją pomiędzy miasteczkami Chencha, dawną stolicą regionu i obecną, Arba Minch. Ich terytorium to 30 km kwadratowych położonych jakieś 25 kilometrów od miasta. By do nich dojechać trzeba wspiąć się krętą drogą gwarantującą piękne widoki. Czym wyżej, tym jest chłodniej i bardziej zielono.



Chłodniejszy klimat nie przeszkadza gorącemu powitaniu lokalnych mieszkańców, zwłaszcza tych z młodszego pokolenia.



Wielu ludzi Dorze wyemigrowało do Addis, ci zaś którzy pozostali zrezygnowali z wojowniczego trybu życia, skupiając się na pasterstwie, rolnictwie i rękodziele. Ich doskonałej jakości bawełniane, różnokolorowe produkty są szczególnie cenione i uważane za jedne z najlepszych w Etiopii. Dorze przypominają dziś cywilizowanych ludzi, jednak gdy przyjrzymy się im bliżej, różnią się od nas swymi codziennymi rytuałami i zachowaniami.


Najbardziej charakterystyczną cechą wyróżniającą plemię Dorze jest architektura ich domostw. Chaty zbudowane z materiałów organicznych są wysokie na kilka metrów, najwyższe sięgają sześciu.


Najpierw ustawiana jest konstrukcja, wokół której oplatane są wysuszone trawy i liście ensetu (na zdjęciu poniżej enset rośnie za płotem). Tworzą one warstwę izolacyjną, która sprawia, że nie przeciekają i zachowują wewnątrz relatywnie stałą temperaturę. Wejście wygląda jak wysunięty "nos", dzięki czemu chata otrzymuje dodatkową funkcjonalność w postaci swego rodzaju przedpokoju, w którym można powitać gości.
 

Wnętrze jest zaskakująco schludne i praktyczne. Oprócz prostych mebli, naczyń, posłania, jest palenisko, z którego dym wydostaje się kominkami u góry chaty, widocznymi na poprzednim zdjęciu. Taka chata służy małżeństwu przez całe życie, a jeśli zostanie zaatakowana od dołu przez termity, przenoszona jest w całości (poza "zainfekowaną" bazą) w inne miejsce.  



Ale to nie wszystko. Oprócz ludzi w chacie mieszka żywy inwentarz. Nie cały, ale ten wybrany, najmłodszy. Jest tu bezpieczny, a przy okazji daje więcej ciepła, swego rodzaju spokoju i bezpieczeństwa mieszkańcom chaty.


Przyznam, że estetyka i czystość wioski oraz brak nachalności mieszkańców wywarł na nas ogromne wrażenie. Lud Dorze odebraliśmy jako urzekających, wyciszonych ludzi, którzy żyją blisko natury. Prowadzą w pełni ekologiczny styl życia, nie korzystając nadmiernie z zasobów naturalnych i dbając nad wyraz o swoje zwierzęta. Przy okazji są wierni wielowiekowej tradycji. 


Choć Dorze posługują się językiem omotic, są ortodoksyjnymi chrześcijanami. Sprzeciwiają się wszelkim formom agresji, nawet tym najprostszym jak karom cielesnym wobec dzieci. A sposób funkcjonowania, rodzina z dziećmi oraz życie ze zwierzętami w jednej chacie to wzór przyjęty wprost ze stajenki, gdzie narodził się Jezus.


Będąc u Dorze nie mogliśmy pominąć aspektu kulinarnego. To w końcu jedna z motywacji naszych podróży. Tym razem skusiliśmy się na przygotowany od podstaw na miejscu tradycyjny posiłek, placek kocho zrobiony ze sfermentowanej pasty z enset. I tu wyjaśnienie. Enset to fałszywy bananowiec, roślina, która nie rodzi owoców, ale jest bliźniaczo podobna do drzewa bananowca, stąd jej nazwa. Liście tej rośliny są bazą do stworzenia podstawowego produktu kuchni plemienia.


Po zerwaniu liścia enset ścierany jest z niego miąższ...



... który podlega kilkudniowej fermentacji. Poniżej widać już produkt sprzed kilku dni, który zaraz będzie poddany obróbce cieplnej.


Ale zanim to nastąpi "ciasto" siekane jest bardzo drobno...


... dodawana jest do niego woda, po czym dalej wyrabiane jest ręcznie...


... i formowane w okrągły placek.


Teraz wystarczy położyć je na ogniu i przykryć częścią liścia enset oraz czekać aż się upiecze.


Trwa to zaledwie kilka minut. Lekko spieczone i chrupkie przypomina etiopską injerę, ale dla nas jest bardziej swojskie, bo kojarzy się z cienkim chlebkiem. Podany do tego owocowy chutney i pasta z chili uzupełnia smak lekko kwaskowego wypieku. Przepisu niestety nie posiadamy, co chyba nie powinno Was specjalnie martwić, bo sam enset, czyli fałszywy bananowiec nie jest dostępny na naszym lokalnym targu, czy w okolicznym supermarkecie.


Ludowi Dorze życzymy przetrwania, bo zasługują na to. Zazdrościmy im wspaniałego klimatu i pięknych widoków na zieloną okolicę, która tak bardzo różni się od położonej znacznie niżej doliny. 


Ruszamy dalej. Kolejne  miejsca zagwarantują nam widoki innych ptaków i innych zwierząt wypełniających nam pełne zachwytów kolejne dni podróży. 

10 komentarzy:

  1. Jakie przecudne krajobrazy, wreszcie ogrom zieleni.
    Architektura niesamowita,w takim domku to bym sama zamieszkała.
    Cieszę się, że przybliżyliście nam to niezwykłe plemię, ich życie,zwyczaje.
    Jestem pod wrażeniem i dziękuję za prawdziwą duchową ucztę.
    Pozdrawiam!
    I.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotrze,ale TY pięknie opisujesz Wasze podróże:)
    Pozdrawiam i dziękuję,że mogę chociaż wirtualnie zwiedzić kawał świata, lecz wolałabym na żywo.
    Ale takie są realia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam zatem na kolejne odcinki. Zbliżamy się już do końca naszej opowieści, bo z doliny Omo ruszamy już z powrotem na północ ku Addis Ababie. Przed nami jednak jeszcze sporo ciekawych miejsc związanych z ludźmi, ptakami i zwierzętami.

      Usuń
  3. Przepiękne krajobrazy i piękni ludzie, te malcy mnie oczarowały
    Te wasze zdjęcia i opisy to kawał piękne roboty

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, że to jeszcze nie koniec odkrywania Etiopii. Cudnie i zielono, w wykonaniu domków widać prawdziwy artyzm. Są tak ładne, że wyglądają jak hoteliki dla snobów.Podobają mi się piekne kwiaty przed wejściem, otoczenie jak z bajki i pokojowe nastawienie. Wnętrze też ciekawe, widać krzesła ręcznie robione. Technologia wypieku placów pewnie znana od pokoleń, głód nie zagrozi. Mieszkałam kiedyś u Indian Kuna w fajnej chacie, ale te są dużo bardziej pomysłowe. Ale nie dekorują ciała tak pięknie jak inne plemiona, nie widać oryginalnych fryzur ani ozdób. Taka indywidualność robi wrażenie, nie miałam o nich wszystkich pojęcia. Ciekawa jestem bardzo czym jeszcze zaskoczycie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Marylko, rzeczywiście estetyka Dorze odbiega od przeciętności ludów Omo. Nawet płot nas tam zachwycił :) Dorze ubierają się już uniwersalnie, szkoda. Nasz przewodnik miał dredy i bardziej przypominał mieszkańca Szaszemenie (miasta, przez które jechaliśmy kilka razy, w którym jest najwięcej rastafarian). Wszystko się miesza, na szczęście takie miejsca zachowują tożsamość i oby tak zostało :)

      Usuń
  5. Jakie to szczęście, Kochani, że ocalacie dla innych ten odchodzący świat... To niesłychanie ważne! Mam nadzieję, że urodzi się dużo większe dzieło - czego Wam i nam życzę.

    OdpowiedzUsuń