Japonia - wyspa Miyajima.


Miyajima to niewielka wyspa położona godzinę drogi od Hiroszimy. Pojechaliśmy tam, choć ilość turystów zniechęca do zwiedzania tego miejsca. Na szczęście zdecydowana większość to jednodniowi przybysze, którzy przypływają promem około jedenastej, zaś o piątej po południu opuszczają wyspę. My zdecydowaliśmy się spędzić dwa dni w tradycyjnym japońskim hoteliku ryokan. 


Gdy zjawiały się hordy turystów uciekaliśmy w góry, a do południa i późnym popołudniem wyspa była tylko nasza. Właściwie prawie nasza, bo nieodłącznymi towarzyszami byli też jej stali rezydenci.


Oswojone jelenie spotkaliśmy też w pierwszej stolicy Japonii, Nara. Wydaje się jednak, że te z Miyajimy były bardziej zrelaksowane. Uzależnione są od turystów, którzy chętnie je dokarmiają, bo tradycja głosi, że są święte a pomoc im to dobry uczynek. 



Na wyspę przypłynęliśmy promem. Pierwszy widok to pokryte rozległym, dziewiczym lasem wzniesienia. 


Czym bliżej brzegu, tym wyraźniej zaczęła wyłaniać się ikona wyspy - zbudowana z drewna kamforowego, ogromna, wyrastająca prosto z wody brama torii.


Nie jedyna, bo nawet wejście na główną ulicę miasteczka prowadzi przez podobną bramę. Ta w przeciwieństwie do większości jest kamienna.


Torii jest charakterystycznym dla Japonii elementem architektury. Stoi przed wejściem do chramów shintoistycznych. Czasem jedna, zwykle kilka, skrajnie nawet kilka tysięcy. Kilka tysięcy ? Bynajmniej. Przykładem niech będzie Fushimi Inari, chram poświęcony bóstwu ryżu i sake ze szlakiem na świętą górę Inari.


Przekroczenie torii oznacza symboliczne opuszczenie istniejącego świata i wejście w świat bóstw shintoistycznych. W tym wypadku tych, znajdujących się w chramie Itsukushima-jinja, pamiętającym końcówkę szóstego wieku naszej ery.



Oryginalny chram, jak wiele w Japonii uległ zniszczeniu. Wielokrotnie odbudowywany w dzisiejszym kształcie istnieje od dwunastego wieku.





Zanim odwiedziliśmy sam chram, udaliśmy się do skarbca przechowującego dwunastowieczne ryzy papieru z naukami Buddy oraz stroje kapłanów, wojowników i zwykłych ludzi sprzed wieków.



Nasza poranna wizyta miała sens. W chramie byliśmy świadkami obrzędu odprawianego przez kapłanów Kannushi. 




Podczas ceremonii ofiarowują bóstwom różne produkty. Wśród nich jest sól, woda, sake, świeże warzywa, owoce, ryż, słodycze, mięso, wodorosty... Później spożywane są przez kapłanów i wiernych.


Wiele elementów ceremonii jest dla nas niezrozumiałych.



Porusza psychodeliczna muzyka, której natężenie w kulminacyjnych momentach narasta, po czym ponownie łagodnieje. Ta muzyka do dziś gra nam w uszach. Wokół panuje spokój i skupienie. 



Wyspa Miyajima uważana jest za świętą. Wierni przypływali tu dobijając do drewnianych podestów chramu położonego na wodzie.



W celu zachowania jego "czystości" na wyspie nie chowa się zmarłych, a powracający z pogrzebów na stałym lądzie muszą przejść proces oczyszczenia. Nie rodzi się też dzieci. Kobiety ciężarne, by powić dziecko, udają się na stały ląd.



Żeby posiąść wiedzę o najważniejszych miejscach znajdujących się na wyspie musimy spojrzeć na nie przez pryzmat wiary Japończyków. Shinto to najstarsza forma religijności w Japonii. By zrozumieć jej istotę, trzeba cofnąć się do czasów starożytnych. Ludzie wierzyli wówczas w bóstwa nieba, wody i ziemi. Oddawali też cześć swoim przodkom. Shinto nie ma założyciela, ani świętych ksiąg w rodzaju Starego Testamentu, czy Koranu. Bóstwa są zaś uświęcone w chramach, czy choćby domowych ołtarzykach. Jedne związane są z naturą, inne pojawiają się w tradycyjnych mitach lub przywołują znanych przodków.

Pod koniec szóstego wieku do Japonii trafił Buddyzm, stając się narodową religią kraju. Zaczął współistnieć z dotychczasową religią i jej bóstwami. Często świątynie buddyjskie znajdowały się na terenie chramów shintoistycznych. Dopiero dziewiętnastowieczne zmiany zainicjowane w okresie Meiji, bezpośrednio po izolującej Japonię od świata erze Edo, spowodowały gruntowne oddzielenie obu religii. Wówczas wiele wizerunków Buddy i świątyń zostało zniszczonych. Duża część chroniona przez ludzi i kapłanów na szczęście ocalała.


Górująca nad Miyajimą góra Misen wznosi się 535 metrów ponad otaczające ją morze. Nasza pół dniowa wyprawa rozpoczęła się od dojścia przez kipiącą zielenią okolicę do kolejki linowej.



To nią dotarliśmy na sąsiadującą górę Shishiiwa. Podziwialiśmy widoki Morza Wewnętrznego i wysp, choć zamglone powietrze mocno ograniczało widoczność. Całe szczęście dla nas, bo pochmurna pogoda zagwarantowała nam przyjemną temperaturę, w sam raz do wędrówki.


Odkryciem był dla nas fakt, że Miyajima skrywa piękne, puste, niewielkie plaże, które aż kuszą, by je odwiedzić i zanurzyć się w ciepłych morskich wodach.


Ze szczytu Shishiiwy czekało nas jeszcze niewielkie zejście i solidne podejście na szczyt świętej góry Misen.


Udało nam się spotkać kilka dzikich jeleni. To te, które nie odkryły jeszcze uroków wioski u stóp góry. Wybrały naturalne uroki górskiego lasu, pożywiając się roślinnością i pijąc wodę ze strumieni. Nie były skłonne do pieszczot jak te z miasteczka.



Ale nie one przyciągnęły nas na górski szlak. Po drodze mieliśmy bowiem okazję "dotknąć" historii tej ziemi i odwiedzić kilka miejsc uznanych za święte. Japoński mnich Kobo Daishi przybył tu 1200 lat temu. Medytował przez 100 dni. Dziś miejsce to upamiętnia główna świątynia Misen Hondo...


... a święty ogień, który mu towarzyszył wciąż płonie w pobliskiej świątyni Reikado.


Podtrzymywany jest od wieków przez mnichów, którzy dzień i noc pilnują, by nie zgasł. Woda na nim gotowana ma ponoć cechy lecznicze, a ogień sam w sobie umacnia związek dwojga ludzi. Nie omieszkaliśmy to sprawdzić. W naszym przypadku do dziś działa...



Co ciekawe, ogień ten, przeniesiony z góry Misen, płonie również w parku pokoju w Hiroshimie. O tym jednak innym razem...


W okolicy świątyń, a czasem gdzieś przy drodze spotykaliśmy pojedyncze postaci...


... lub całe grupy Jizo.


To patroni nienarodzonych dzieci. Takich posążków widzieliśmy w Japonii tysiące. Mit mówi, że rodzice opłakujący nienarodzone dzieci nie uchronią je od potępienia. Jizo zaś pocieszy i zagwarantuje reinkarnację. Co ciekawe, w rocznicę śmierci dziecka niedoszli rodzice często zmieniają mu czapeczkę, albo pelerynkę.


Kolejna świątynia to Sankido. Modlitwa w niej gwarantuje szczęście rodzinne i sukcesy zawodowe.


Mount Misen jest wyjątkowo urokliwa i wśród gęstej roślinności oraz skał odkrywa kolejne świątynie


wraz z opisem miejsc, które nie zawsze były dla nas jasne.


Co krok to inne święte miejsce. Zaczęliśmy powoli gubić się w korzyściach wynikających z ich odwiedzin. Dla nas niewątpliwie największą był specyficzny klimat panujący w tych miejscach i uczucie spokoju emanujące z nieznanych nam, znajdujących się tam postaci. Wreszcie przez skalny korytarz


i kamienne stopnie


dotarliśmy na szczyt góry.


Stąd zostało nam półtora godzinne zejście do miasteczka. A po drodze kolejne świątynie


bramy


widoki


schody


roślinność




wodospady



ołtarzyki


i w końcu dający nadzieję na odpoczynek i posiłek - widok bramy torii.


Nie byliśmy w stanie odwiedzić wszystkich świętych miejsc na i wokół góry Misen. Zmęczenie i głód wzięły górę. Ostatnią, ważną buddyjską świątynię Daisho-in minęliśmy bez entuzjazmu, choć z niejakim zainteresowaniem.




Pewnie ze względu na perspektywę zbliżającej się takiej oto uczty:



Następnego dnia wypoczęci, choć odczuwający w mięśniach trudy trekkingu udaliśmy się do kolejnej atrakcji wyspy. zachęciła nas piękna słoneczna pogoda. Całkiem niedaleko głównego chramu, na wzgórzu zbudowana została świątynia Senjo-kaku zwana Pawilonem Tysiąca Mat. 


Ta ogromna szesnastowieczna drewniana konstrukcja z masywnymi słupami podtrzymującymi malowany sufit nigdy właściwie nie została ukończona. Jej patron, Toyotomi Hideyoshi jest jednym z jednoczących Japonię. Niestety śmierć przeszkodziła mu w sfinalizowaniu dzieła życia. Niemniej świątynia wzbudziła w nas zachwyt swoją potęgą,



detalami,




obrazami świętych jeleni, dowodzącymi ich wiekowej obecności na wyspie,


oraz widokami na morze i góry.



Jeszcze starsza jest stojąca obok niej pięciopiętrowa pagoda. Oparła się tajfunom i trzęsieniom ziemi. Dziś pięknie wkomponowuje się w pejzaż wyspy.


Czas udać się na popołudniową herbatę i deser. Smaki jakże egzotyczne dla naszych "zachodnich" kubków smakowych, zaskakujące, intrygujące, pyszne ... po zrozumieniu idei japońskich deserów, które nie są tak słodkie jak ich zachodnie odpowiedniki.



Jednodniowi turyści odpłynęli wreszcie w dal, a my możemy skupić się na spacerze starymi uliczkami miasteczka,


ze starymi magazynami i domami sprzed wieków,



Mieszkańcy dbają o estetykę domostw,


które położone są na wzgórzach lub w dolinie. 


Opuszczając wyspę zapamiętamy widoki słynnej torii w słońcu


we mgle, o poranku, 


w południe podczas odpływu, z niezliczona ilością ludzi,



samotną o zachodzie, 


czy wieczorem.



Wyspę wspominać będziemy jako magiczną, kilkudniową przystań podczas podróży po fascynującej Japonii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz