Najdłuższe migracje w świecie ptaków czyli wędrówki rybitw popielatych.
Dziś wpis o zadziwiającym ptaku. Mięliśmy nadzieję spotkać rybitwę popielatą (zwaną po angielsku arktyczną) podczas pobytu na Wyspie May i był to jedyny ptak, którego nie było nam dane zobaczyć. Za to podczas wyjazdu na Islandię spotkaliśmy ich mnóstwo. Lato to okres rozmnażania i trafiliśmy na wiele kolonii na wybrzeżach.
Jednak nie myślcie, że spotkanie z rybitwami popielatymi to łatwa sprawa. Gromadzą się w kolonię liczące czasem kilkaset osobników i są niezwykle czujne, a nawet agresywne. Nic dziwnego, chronią bezbronne potomstwo przed drapieżnikami, intruzami itp.
Wystarczy zbliżyć się do kolonii nawet z daleka, by ruszyły w naszą stronę dorosłe osobniki skutecznie odstraszające wszelkich intruzów (wcale nie muszą to być ludzie, każda istota a w szczególności drapieżniki lądowe czy drapieżne ptaki od razu są atakowane). Co robią rybitwy ? Zobaczcie chociażby na poniższym filmiku.
Są niezwykle zdeterminowane i rozmiar "przeciwnika" nie ma tu znaczenia. Działają niczym japońscy kamikadze. Zawisają nad głową wydając piskliwe "kt-kt-kt-krrrr-kt" i "krrierrrr". Dobrze mieć coś na głowie, bo swoim ostrym dziobem mogą boleśnie zranić, czasem też zarzucają intruza odchodami.
W kilku miejscach nie udało mi się nawet zbliżyć do kolonii, bo rybitwy jakby odbierając moje zamiary opuszczały kolonię i dolatywały do mnie skutecznie zniechęcając do zbliżania się. Jedynie w dwóch miejscach udało nam się zrobić z Piotrem trochę zdjęć. Z tych zdolności obronnych rybitw często korzystają też inne ptaki, zakładając gniazda w pobliżu. W kolonii gdzie zrobiliśmy najwięcej zdjęć wychowywały się np. małe edredony.
Wracając jednak do rybitw, te niezbyt duże bo ważące do 125 g ptaki są prawdziwymi rekordzistami w wędrówkach. Dzięki badaniom ludzie dowiadują się o zwierzętach coraz więcej zadziwiających faktów. O migracji rybitw popielatych napisano w amerykańskim czasopiśmie PNAS. Poniżej przytaczam informacje właśnie z jednego z artykułów. Naukowcy założyli elektroniczne nadajniki 11 ptakom (10 z Grenlandii i 1 z Islandii). Dodam tu, że rybitwy te gniazdują w północnym pasie od Ameryki Północnej aż po Syberię. Każdy nadajnik ważył ok. 1,4 g więc nie był on jakimś wielkim obciążeniem. Założono je już po sezonie lęgowym. Najpierw ptaki poleciały na południowy zachód, około 1000 km na północ od Azorów. Na niewielkiej wysepce, leżącej na skrzyżowaniu wydajnych, zimnych prądów wody północnej i ciepłej, mniej produktywnej, południowej spędziły od 24 do 30 dni intensywnie żerując. Następnie leciały na południe, wzdłuż zachodnich wybrzeży Afryki. Na wysokości Zielonego Przylądka ptaki rozdzieliły się. Siedem rybitw kontynuowało swoją trasę wzdłuż wybrzeży Afryki, a cztery przeleciały przez Atlantyk i leciały dalej wzdłuż wschodniego wybrzeża Brazylii. Podczas wędrówki ptaki robiły odstępstwa od trasy na południe, poruszając się głównie w kierunku wschód -zachód. Trzy podróżowały następnie w kierunku Oceanu Indyjskiego, jeden do 106 stopnia E. Wszystkie ostatecznie dotarły do Antarktyki, w okolice Morza Weddella. Przebywały tam głównie w strefie marginalnej lodu, czyli tam gdzie lodowce łączą się z wodą. Morze Weddella jest obszarem szczególnie wydajnym jeśli chodzi o pokarm i przyciąga wiele ptaków.
Powyższe oznaczenia tras pochodzą ze strony PNAS. Zielona trasa to migracja jesienna (sierpień-listopad), czerwona - przedział zimowy (grudzień-marzec) i migracja żółta - wiosenna (powrót: kwiecień-maj). Na Południowym Atlantyku przyjęto dwie południowe trasy migracyjne: (A) wybrzeże Afryki Zachodniej (7 ptaków) lub (B) brazylijskie wybrzeże (4 ptaki). Punkty przerywaną linią łączą miejsca podczas równonocy.
Na początku kwietnia wszystkie ptaki wyruszyły w drogę powrotną do kolonii lęgowych. Rybitwa islandzka zaczęła powrót wcześniej, mimo to nie było różnic między jej trasą a ptakami z Grenlandii. Wszystkie przekraczały równik z różnicą kilu dni od siebie. Charakterystyczny jest dla powrotu lot środkiem Atlantyku. Pod koniec maja 3 rybitwy dotarły do miejsca, gdzie podczas migracji jesiennej zatrzymywały się na żerowisku, pozostając tam na 3-6 dni.
W artykule w "Ringing & Migration" autor donosi, że podczas 35 lat obserwacji (prowadzonych na północy Norwegii) rybitwy przylatują na lęgowiska z różnicą do 13 dni. Imponujący wynik, a na drobne różnice w przylocie mają wpływ wiatry.
Podsumowując:
-przeciętna roczna trasa, którą przeleciały ptaki od miejsca rozrodu w sierpniu do powrotu na przełomie maja i czerwca wynosiła średnio 70 900 km (najdłuższa to 81 600 km),
-lecąc na południe, dziennie pokonywały średnio ok. 330 km, czas migracji to ok. 93 dni,
-lecąc z Antarktyki do Arktyki ptaki pokonywały dziennie ok. 520 km przez 40 dni,
-skoro rybitwy popielate żyją nawet ponad 30 lat, to w ciągu swojego życia mogą pokonać statystycznie 2,4 mln km czyli odbyć trzy wyprawy powrotne na Księżyc.
Uznaje się, że to najdłuższa wędrówka w świecie ptaków.
Wracam do naszych obserwacji podczas sezonu lęgowego na Islandii. Po przybyciu ptaki mają ciekawe zwyczaje doboru w pary. Samce zwykle krążą nad samicami wkoło dając znać, że szukają partnerki. Mają dla nich prezent w dziobie w postaci małej rybki. Samiec, który dokarmia samicę jest postrzegany jako dobry kandydat na przyszłego ojca.
Taki wybór warunkuje późniejszy okres lęgowy, bo to głównie samica zajmuje się lęgiem, a samiec dokarmianiem jej.
Gdy samica złoży 2-3 jaja o pstrokatych skorupach (na zdjęciu obok fragment) wysiaduje je przez 22-27 dni (czasem samiec ją podobno zastępuje). Gniazdo to niewielkie zagłębienie w ziemi wyłożone skromnie suchymi źdźbłami).
Pisklę po wykluciu w ciągu 1-3 dni zaczyna poznawać otoczenie. Miałam wielkie szczęście, że udało mi się taki mały "skarb" znaleźć w kolonii i go sfotografować. Był to już koniec lipca i zdecydowana większość miała już potomstwo dużo większe.
Maluch delikatny i puchaty w niczym kolorystycznie nie przypomina rodzica. Gdy go przypadkiem znalazłam, żadne z nich nie przyleciało, choć miałam wrażenie że byli gdzieś blisko.
Myślę, że założyli iż strategia ataku w tym wypadku mogłaby tylko zaszkodzić, zatem postanowili poczekać. Potwierdziła się moja teoria, gdy tylko oddaliłam się na bezpieczną odległość.
Najpierw maluch został wzięty pod skrzydła, żeby się rozgrzał.
A następnie nakarmiony :) Zdjęcia nie są najlepsze, bo warunki pogodowe były islandzkie ;D i okoliczności trudne.
Aż trudno uwierzyć, ile może zmieścić się w takim gardziołku. Widać też, że oboje rodzice donoszą jedzenie, bo maluch znów za jakiś czas został sam.
Mocno musieliśmy się starać, żeby nie chcieć go do siebie przytulić ;D Było to jedno z piękniejszych przeżyć na lodowej wyspie.
Tymczasem w kolonii młodzież ciągle czeka na dokarmianie.
Rodzice intensywnie donoszą pokarm przez około dwa tygodnie,
a potem stopniowo zachęcają maluchy do samodzielności. Stąd też część z nich spotkaliśmy już nad samym brzegiem.
Jak widać upierzenie dobrze zlewa się z otoczeniem.
Puch zastępują pióra.
Beżowe kolory z czasem znikają, a pióra stają się szare, czarne i białe jak u dorosłych.
Z czasem młode zaczynają być samodzielne i zdobywają pokarm.
Z pewnością najtrudniejszą czynnością staje się nurkowanie. Swoją pierwszą wędrówkę do Antarktyki też odbywają przy pomocy rodziców i zapewne są już w drodze na południe naszej planety :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz