Podróż po Etiopii - część 17 - U wojowniczych Mursi.

Czekaliśmy z niecierpliwością na ten dzień. W końcu dotrzemy do jednego z kultowych plemion południowego Omo. 

Ruszamy wcześnie rano. Z Jinka czeka nas najpierw półtorej godziny jazdy do granic Parku Narodowego Mago. To zaledwie 40 kilometrów, ale droga, choć zupełnie pusta, nie pozwala na rozwinięcie większej prędkości. A jest to dopiero prolog, bo później, na bezdrożach czujemy się jak worki ziemniaków w drodze na targ. Mago założony w 1979 roku to odizolowany i prawie niezamieszkany obszar o powierzchni mniej więcej 50 na 50 kilometrów. Znajduje się między rzekami Omo i Mago, które łączą się na południu parku narodowego. Rzeka Omo jest jedną z najdłuższych w Etiopii. Wypływa z Błękitnego Nilu na północy i kończy swój żywot w jeziorze Turkana na granicy z Kenią.


To tu położone są wioski Mursi, ale by do nich dotrzeć trzeba jechać jeszcze kolejne dwie godziny drogami, na które nie wybrałbym się własnym samochodem. Nawet terenowym. Park Narodowy Mago warty jest eksploracji. Żyją tu dzikie zwierzęta: lwy, bawoły, słonie, zebry, różnego rodzaju antylopy. Jednak prawdopodobieństwo ich spotkania jest niemal zerowe. Etiopia nie jest miejscem, gdzie jeździ się podziwiać zwierzęta na sawannie. Większość została wytępiona przez kłusowników i lokalną ludność w czasach głodu. My trafiliśmy na gerenuka, z którego krótkiego spotkania niezwykle ucieszyliśmy się, bo było pierwsze i jedyne (niestety bez zdjęcia). Spotkaliśmy też malutkiego dik-dika, którego wcześniej widzieliśmy w Tanzanii.


Jednak jakaś siła pchała nas naprzód, do tego stopnia, że nawet ptaki nie były nawet nas w stanie zatrzymać. W końcu docieramy do plemienia Mursi. W całej Etiopii pozostało ich zaledwie 9 tysięcy, a w "naszej" wiosce mieszka może około setki.


Od razu rzuca się w oczy najbardziej charakterystyczny widok - gliniane dyski noszone przez kobiety pomiędzy rozciętą dolną wargą. Noszenie ich jest związane z procesem inicjacji i przejścia w dojrzałość. Gdy dziewczynka Mursi osiąga wiek kilkunastu lat przecina się jej dolną wargę. W kolejnym roku jest ona stopniowo rozciągana powiększając się do tego stopnia, by zmieścił się tam niewielki gliniany lub drewniany dysk. Przerwa między wargami stopniowo rozszerza się, pozwalając wkładać coraz większe krążki. Proces powtarzany jest, aż osiągnie się możliwość włożenia dysku o średnicy około 12 centymetrów.


Jest co najmniej kilka teorii związanych z tym przedziwnym zwyczajem. Mówi się, że czym kobieta nosi większy dysk, tym większa jest jej wartość. Ale z drugiej strony znanym jest fakt aranżowania małżeństw, kiedy zapłata za dziewczę uiszczana jest przed założeniem ostatecznej wielkości krążka.



Inną, choć chyba fałszywą teorią jest fakt, że dzięki dyskom kobiety Mursi nie są atrakcyjne dla potencjalnych najeźdźców, zachowując dzięki temu cnotę. W rzeczywistości historia tej tradycji nie jest znana. Może kojarzyć się z pozytywnymi kobiecymi atrybutami, takimi jak siła, płodność, czy lojalność w stosunku do męża. Gliniane dyski są stosunkowo ciężkie. To powoduje, że kobiety przez większość czasu chodzą z rozciętą wargą pozbawioną tego gadżetu. Pewnie dla wygody...


Proces inicjacji dla mężczyzn Mursi wcale nie jest łatwiejszy. Muszą oni bić się o kobietę w rytualnej walce zwanej "thagine". To krótkie, choć gwałtowne spięcie, w którym dwoje wojowników okłada się dwumetrowymi kijami. Zwycięża ten, który powali przeciwnika. Rany głowy lub złamania czy uszkodzenia kończyn nie są rzadkością. Zmagania te są aranżowane, gdy dostępność jedzenia jest wystarczająca, by potencjalny przegrany miał możliwość powrotu do zdrowia bez stresu związanego z brakiem posiłku. Poza rytualnymi walkami mężczyźni zajmują się przede wszystkim relaksem, wypasem bydła oraz zagwarantowaniem składników na posiłki przygotowywane przez kobiety.
 

Widok siedzących, milczących lub konwersujących Mursi, gdy ich kobiety sprzątają, gotują, zajmują się dziećmi czy piorą, jest standardem.



Mężczyźni dbają o wygląd. Atrybuty wskazujące na moc i siłę, różnego rodzaju amulety i gadżety  pozostają dla nas tajemnicą. Niemniej faktem jest, że przywódcami plemienia są jedynie mężczyźni. Nie zdobywają tego zaszczytu przez dziedziczenie lub elekcję, ale ze względu na swe walory: wiedzę i zdolności  oratoryjne zwane "jalaba". Odzwierciedlają się w przekonującym wypowiadaniu opinii na tematy związane z tym, gdzie kierować bydło w czasie suszy, czy jak odpowiadać na wątpliwości kierowane przez współplemieńców lub pytania kierowane przez sfery rządowe. Nie są to oficjalni przywódcy ale osoby, które nazwalibyśmy dzisiejszym internetowym językiem "influencerami".



Mursi to plemię pasterskie, wędrujące, choć jednocześnie skłonne do pozostawania w jednym miejscu, jeśli nie zmusza ich do tego głód lub brak dostępu do wody. Skupiają się na rolnictwie, stąd skłonność do osiedlania się w pobliżu rzek. W czasie pory deszczowej udają się na tereny trawiaste położone dalej, by wypasać bydło i cieszyć się świeżym mlekiem, przydatnym zwłaszcza w diecie dzieci.



Oprócz tradycji rozcinania warg, kobiety upiększają się również wkładanymi w rozcięte małżowiny uszne drewnianymi dyskami lub są po prostu przygotowane do noszenia takiego rodzaju "biżuterii".






Noszą też wymyślne nakrycia głowy i ozdoby jako element wyróżnienia się wśród współplemieńców.




Gdy mężczyźni i kobiety osiągają odpowiedni wiek (zwykle definiowany odpowiednim wzrostem) zaczynają nacinać skórę na ciele. Takie dekoracyjne blizny zwą się "kitchoga" i służą upiększeniu ciała. Wykonywane są zwykle po uformowaniu piersi u kobiet, ale przed ich zamążpójściem i urodzeniem dzieci. Mężczyźni zdobią się przed "pozyskaniem" kobiety.







 Jak wszędzie najbardziej fotogeniczne są dzieci, które od najmłodszych lat zaciekawione przyglądają się przyjezdnym...



... chętnie pozują...





... i naśladują często z niemałą przesadą zwyczaje dorosłych związane z przyozdabianiem ciała. Na szczęście ograniczają się do gadżetów, które nie powodują obrażeń ich drobnych ciał.





Religia u Mursi to osobna kwestia. Wiąże się zwykle z gloryfikacją niezidentyfikowanej siły w niebie, która jest w stanie przeciwdziałać różnego rodzaju klęskom żywiołowym takim jak susza, czy powódź. Ma też wpływ na leczenie chorób, które w opinii Mursi nie są związane z niedomaganiami ciała, ale wynikają raczej z zakłócenia relacji między współplemieńcami a środowiskiem naturalnym.


Ich uzdrawianiem zajmują się wysoko postawieni w hierarchii kapłani, ale też tak zwani "nana", zarówno kobiety jak i mężczyźni, doświadczeni w leczeniu bardziej skomplikowanych  urazów, choćby tych które są skutkiem ran powstałych w walkach.



Mursi są świadomi ograniczeń w wiedzy związanej z medycyną. Czasem pozostaje jedyna alternatywa - konieczność skorzystania z leków lub wizyta w klinice w Jinka. Zwykle jedno i drugie rozwiązanie prowadzi do konieczności wizyty w "stolicy" doliny Omo.


Wizyta u Mursi była bardzo inspirująca. Możliwość obserwacji ich codziennego życia zmieniła nasze postrzeganie plemienia traktowanego jako wojownicze. Owszem, ich zachowania trącą agresją, ale wynikają tylko po części z charakteru, przede wszystkim zaś z dbania o własne interesy. Generalnie wśród okolicznych plemion nie są lubiani, bo wszczynają awantury, z powodu byle podejrzeń, czy to o kradzież bydła, czy nieuprawnione korzystanie ze swoich terenów. Ich motto nie zachęca do zatargów z nimi. Brzmi bowiem: "Lepiej umrzeć, niż żyć bez zabijania".


Pewnie przyjemniej byłoby spotkać więcej uśmiechniętych, radosnych ludzi. Nie dowiemy się, czy to maska, czy też prawdziwe oblicze plemienia, które powoli zmienia się. Nie wiemy jak długo przetrwa. Tym bardziej cieszymy się, że było nam dane doświadczyć spotkania z tymi niezwykłymi ludźmi.


8 komentarzy:

  1. Gdybym tam się urodziła, miałabym w ustach 12-centymetrowy dysk i byłabym modnisią. Piękni są, jak egzotyczne kwiaty. Ta dziewczyna z żółtymi owocami w uszach jest zachwycająca. Czuję, że rozciągnięte wargi nie mają się podobać, tylko robić wrażenie, porażać. Małgosiu, jestem pod wrażeniem Waszej wyprawy. "Nasi Indianie" byli ucywilizowani już, wystrojeni w piórka tylko dla turystów. Bardzo jestem ciekawa jak reagowali na robienie zdjęć, czy wyprawa była z nimi uzgodniona? Widzę, że jakiś pan uśmiecha się sympatycznie, inni tylko obserwują bacznie. To ich motto tez pewnie tylko ma wystraszyć. Ha ha, siedzący mężczyzni, obserwujący jak kobiety się krzątają są standardem wszędzie:) Piękna relacja, fantastyczne zdjęcia, dziękuję za niezwykłą podróż, pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za ciepłe słowa. W dolinie Omo rzeczywiście spotyka się część plemion takich jak Mursi i inne, o których jeszcze napiszemy, gdzie cywilizacja nie dotarła. Ze względu jednak na postępujące zmiany (budowa dróg, tama na rzece, oferty pracy dla tychże ludzi, itp.) może się to za kilka lat skończyć i ucywilizowanie nastąpi prędzej czy później. Część z odwiedzanych plemion nie miała dostępu do elektryczności, wody, czy jakichkolwiek udogodnień, ba ... podstawowych narzędzi, czy naczyń. Czuliśmy się tam jak w średniowieczu. A wstęp do wioski to proste uzgodnienie ze starszyzną plemienną i "datek", by móc być przyjętym i bezpiecznie poruszać się. Zawsze też towarzyszył lokalny przewodnik znający język. Gdzieś też oczekiwano zapłaty za zdjęcie, w innych miejscach wystarczył swego rodzaju "ryczałt". W dolinie Omo szczegóły i większość kosztów mieliśmy dogadane z góry z naszym biurem, więc zostało nam po prostu skupienie się na kontaktach i relacjach z ludźmi oraz chłonięcie atmosfery miejsca.

      Usuń
  2. Pierwszy raz słyszę o gerenuku, przepiękne stworzenie. Co do ludzi - to niesamowite w jaki sposób żyją. Świetna relacja i super zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak,ozdoby robią wrażenie.
    Ciekawa ta ich" biżuteria", ale nie wyobrażam sobie czegoś takiego u siebie.
    Arcyciekawa ta Wasza podróż, chociaż chyba mecząca w kurzu i upale, aby dotrzec do tych wiosek.
    Kolejne plemię, męzczyźni przystojni i gotowi do walki.Dzieciaczki super-)
    Pozdrawiam-)
    I.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiam się, jakie znaczenie ma wybór ucha czy wargi do instalacji krążka. Oczywiście według naszych kryteriów piękności ładniejsze są te panie z krążkiem w uchu, ale któż zna kręte drogi ozdabiania kobiet? Czarodziejska podróż. Może łapiecie ostatnie błyski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One mają zainstalowane ozdoby i w uszach i w wargach. Najpierw rozpycha się tkankę ucha, już u dojrzewających dziewczynek. Dopiero potem wargi. Każda z przeciętą wargą jest mężatką. Z pewnością ozdób w wargach nie noszą cały czas, to uciążliwe. Kobiety z przeciętymi wargami zaciskają usta, żeby nie wypływała im ślina. Widać to dobrze na 7 zdjęciu od góry. Pozbawione ozdób wyglądają upiornie :(

      Usuń