Wyjątkowa wystawa obrazów Vermeera w Amsterdamie.

Dziś chcemy opowiedzieć o wyjątkowej wystawie. Po raz pierwszy w historii w jednym miejscu zgromadzono 28 z 36 istniejących obrazów flamandzkiego malarza Johannesa Vermeera. Właśnie mija ostatni dzień wystawy dzieł autora "Dziewczyny z perłą", po którym obrazy wrócą na swe dawne miejsca, do muzeów na całym świecie.


Johannes Vermeer urodził się w 1632 roku w Delft i przeżył zaledwie 43 lata. Podczas podróży po Niderlandach odwiedziliśmy to urokliwe miasteczko, w którym malarz spędził całe swoje życie. Został pochowany w kościele z przekrzywioną wieżą, Oude Kerk.


Podczas wcześniejszej wizyty w Delft Małgosia zrobiła zdjęcie jego płyty nagrobnej.


Obecnie była ona w renowacji.


Vermeer przez dwa stulecia był zapomniany, po czym został odkryty dla świata dopiero w XIX wieku. Jego artystyczna aktywność datuje się na lata 1654-1672. To bardzo tajemniczy twórca, którego spuścizna jest dziś skromna. Wynika to może z faktu, że wżenił się w bogatą rodzinę, co niekoniecznie motywowało go do gromadzenia wielu zamówień na obrazy, a może z powodu długiego procesu przygotowywania materiałów i farb, które spowalniały jego proces twórczy. To jedynie domysły. Niemniej dziś uznany jest za jednego z największych twórców w historii malarstwa.

Obrazy Vermeera mieliśmy okazję oglądać wcześniej w Londynie, Paryżu, Wiedniu, Edynburgu i Amsterdamie. Było ich troszkę ... niewiele niestety. Nie pamiętam dziś, czy widziałem „Koranczarkę” i „Astronoma” w Luwrze, gdy malarz ten był dla mnie kimś anonimowym. „Koronczarka” zjawiła się na niniejszej wystawie, „Astronom” – nie.

Vermeera odkryłem ponad dekadę temu. Zafascynował mnie swoim odwzorowaniem światła i cieni, które podkreślały postaci, ubrania, tkaniny, ich fakturę i fałdy, czy też przedmioty codziennego użytku. Podobały mi się twarze oświetlone bijącym z okien światłem naturalnym lub pozostające w cieniu, obrócone często plecami, ukazując swój zacieniony profil. W piękny sposób uwieczniał kobiety i mężczyzn odzwierciedlając ich uczucia oraz charakter epoki poprzez stroje i wnętrza. Postaci są tajemnicze. Nie wiemy co myślą, acz staramy się domyślać. W tym chyba tkwi siła oddziaływania obrazów artysty. Jak rzadko kto potrafił przedstawić prozę życia w sposób tak subtelny, tajemniczy i piękny.

Kilka lat temu pod wpływem fascynacji dziełami artysty postanowiliśmy z Małgosią, że po przejściu na emeryturę sprawimy sobie przyjemność zobaczenia wszystkich obrazów Vermeera na żywo. Jest to o tyle łatwe, że pozostało ich zaledwie 36. O tyle trudne, że znajdują się w muzeach w Amsterdamie, Londynie, Paryżu, Hadze,  Brunszwiku, Dreźnie, Frankfurcie, Berlinie, Edynburgu, Dublinie, Wiedniu, Waszyngtonie, Nowym Jorku, Tokio … rozrzucone są po całym świecie. Był jeszcze jeden w Bostonie, ale ukradziono go i słuch po nim zaginął.

Ale oto stał się cud. Ktoś spowodował, że obrazy Vermeer’a pojawiły się w jednym miejscu – w Amsterdamie. Zostały wypożyczone z różnych muzeów by przez trzy miesiące cieszyć oczy odwiedzających Rijksumeum w ramach specjalnej wystawy czasowej. Nie musimy się więc błąkać po świecie by móc podziwiać większość dzieł mistrza, choć nadal do kilku miejsc na świecie pozostanie nam dotrzeć.

Przy okazji wystawy zostałem przez Małgosię obdarowany fantastycznym albumem Gary’ego Schwartza – "Vermeer Zbliżenia". Książka ta opisuje i pokazuje obrazy Vermeera w całości oraz w detalach, przybliża charakter epoki, modę, wnętrza domostw, ludzi, ich emocje … wszystko to co na obrazach Vermeera znajduje się, a czego może nie dostrzegamy bez zwrócenia na nie szczególnej uwagi. Ta lektura, którą pochłonąłem w kilka wieczorów pomogła mi w zrozumieniu dzieł, które później miałem okazję obejrzeć na żywo.

Tuż przed naszą podróżą odwiedziłem Amsterdam, bowiem korporacja zaprosiła mnie na spotkanie, podczas którego na pokładzie statku zwiedzałem miasto rozkoszując się lokalnymi specjałami, degustując lokalne piwo i nielokalne wino. Ta trzygodzinna wycieczka przypomniała mi wcześniejsze wizyty w tym mieście, pozwalając oglądać je tym razem od strony wody. Mnie najbardziej interesowała jednak wejściówka na wystawę Vermeera, która zaczynała się następnego dnia, 10 lutego. Mimo wcześniejszej próby rezerwacji musiałem obejść się smakiem, bo zainteresowanie było gigantyczne, a bilety rozeszły się migiem. Pocieszałem się, że to pierwszy dzień wystawy i później będzie lepiej. Nie było...

Kiedy mieliśmy gotowy plan podróży po Niderlandach zaczęliśmy obserwować dostępność biletów. Pierwsza pula została już wyprzedana. Pozostała nadzieja w dodatkowej, która miała być dostępna od 6 marca. 

Oboje próbowaliśmy więc zalogować się co kilkanaście minut na stronę muzeum. Ze względu na ilość chętnych została ona zablokowania. Byliśmy sfrustrowani i niewyspani. Próbowaliśmy na dwa komputery, może któryś złapie wolny bilet. Po kilkudziesięciu dziennych i nocnych próbach w końcu udało się … pięć minut później bilety były już niedostępne. No więc stało się. Oto najszczęśliwiej wydane 60 euro sprawiło, że zaczynamy spełniać jedno z marzeń emerytalnych przed emeryturą.

Jakiś czas temu zawitaliśmy w Wiedniu, gdzie w Kunsthistorisches Museum obejrzeliśmy „Alegorię malarstwa” artysty. To jedno z najbardziej cenionych dzieł przez historyków sztuki, którzy kochają taką sztukę o sztuce. Pokazuje bowiem artystę podczas pracy, spozierającego zza obrazu na modelkę stojącą w świetle dnia z trąbką i księgą przyciśniętą do piersi. 

Po drodze do Niderlandów zajechaliśmy do Brunszwiku. Celem były odwiedziny Herzog Anton Ulrich Museum. Zobaczyliśmy tam „Dziewczynę pijącą wino w towarzystwie dwóch mężczyzn” Vermeera, który to obraz nie został wypożyczony na wystawę w Rijksmuseum. Przy okazji zaskoczyła nas fantastyczna kolekcja XVII-wiecznego malarstwa pozostająca w posiadaniu tego muzeum.


W Brunszwiku dotarliśmy też do zabawnego Happy Rizzi Haus zaprojektowanego przez Jamesa Rizziego. Tego nowojorskiego artystę poznałem jakieś ćwierć wieku temu. Do dziś w naszym przedpokoju wisi kilka reprodukcji jego artystycznych wizji „Wielkiego Jabłka”, czyli Nowego Jorku. To taki pop-artysta lubujący się w kolorowych, optymistycznych, nieco absurdalnych wizjach świata związanego z Nowym Jorkiem. Ludzie, ich części ciała, budynki miasta, koty, bohomazy to jego główne inspiracje. Ależ jakie te wizje są optymistyczne.


Przed wystawą Vermeera zostało nam jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia. To Haga, gdzie znajduje się  znakomite muzeum Mauritshuis. 

Zobaczyliśmy tam bodaj najbardziej znane dzieło artysty, „Dziewczynę z perłą”. Pamiętacie film Petera Webbera sprzed 20 lat, nakręcony wg powieści Tracy Chevalier? To wspaniała opowieść z Colinem Firthem i Scarlett Johansson w rolach głównych, będąca luźną interpretacją historii związanej z tymże obrazem. Oto Vermeer namawia do pozowania i maluje portret swej służącej. Co się dzieje później musicie zobaczyć sami. 

Obraz ten był obecny na wystawie czasowej Vermeera, ale wrócił do Mauritshuis przed naszym przyjazdem. Może i dobrze, bo zmotywowało nas to do odwiedzin miejsca, które ma wiele więcej do zaoferowania. Choćby "Szczygła" Carela Fabritiusa, który z pewnością dzięki powieści Donny Tart pod tym samym tytułem, za którą dostała nagrodę Pulitzera i filmowi nakręconemu wg tejże przez Johna Crowleya, zyskał większą sławę.

Jednymi z bardziej znanych obrazów w kolekcji są "Lekcja anatomii" i autoportret jej autora - Rembrandta.


Mi przypadła do gustu "Martwa natura z serami, migdałami i precelami" Clary Peteers, 

 i "Śmiejący się chłopiec" Fransa Hals'a. Wspaniałe muzeum!

W Mauritshuis spotkała nas też wyjątkowa niespodzianka. Przeczytałem o niej kilka dni przed wizytą. To pierwsza w dziejach wystawa czasowa poświęcona Jacobusowi Vrelowi, artyście który tworzył kilkanaście lat przed Vermeerem, a którego obrazy bardzo przypominają charakter dzieł mistrza. Właściwie powinniśmy powiedzieć, że to Vermeer prawdopodobnie się na nich wzorował. Śmiało należy stwierdzić że Vrel był prekursorem Vermeera. Tak właśnie zatytułowano tę wystawę. Dziś wiemy, że ten tajemniczy artysta pracował we wschodniej Holandii i pozostawił po sobie około 50 prac, z czego na wystawie było trzynaście. Swego czasu obrazy Vrela przypisywano Vermeerowi, bo inicjały obu pozostawiane na obrazach były takie same (Johannes Vermeer / Jakobus Vrel czyli JV). Oto jedno z dzieł sprowadzonych z Paryża - "Kobieta na krześle patrząca na dziecko za oknem". Czyż nie przypomina obrazów Vermeera?


Dwie prace z wystawy zostały zakupione jako „Vermeer” w 1888 roku: "Ulica z piekarnią pod murami miejskimi", będąca dziś w posiadaniu Hamburger Kunsthalle 


oraz "Wnętrze z kobietą i chłopcem oraz dzieckiem wyglądającym z alkowy" ze zbiorów prywatnych.

Wreszcie nadszedł dzień odwiedzin wystawy dzieł Vermeera. Mieliśmy obawy, że tłumy zniweczą radość obcowania ze sztuką. Tak się jednak nie stało. Wystawa została zorganizowana w sposób bardzo przemyślany. Na ścianach wisiały pofałdowane kotary w stonowanych kolorach, nawiązujące charakterem do obrazów twórcy, a oświetlenie tworzyło subtelny klimat. Obrazy zostały rozwieszone na sporej przestrzeni. Nie były ścieśnione, co spowodowało, że można było je obejrzeć z odległości, ale też zbliżyć się do nich i przyjrzeć szczegółom. Te ukazywały zamiłowanie Vermeera do odwzorowywania detali będących charakterystycznymi dla epoki, w której tworzył. W albumie o Vermeerze Schwartz pokazywał takie rzeczy jak nakrycia głowy, twarze, fragmenty ubiorów, tkaniny, ich faktury i fałdy, przedmioty z gospodarstwa domowego, okna, elementy świata zewnętrznego, itd. Obrazy zajmowały dziesięć pomieszczeń, w których znalazły się też historie ich powstania i opisy szczegółów. Wiele z nich znałem, bo odrobiłem "pracę domową", ale znalazłem też sporo ciekawostek, które wzbogaciły odbiór wystawy. Było to wielce inspirujące półtorej godziny przebywania ze sztuką najwyższej próby. Nie ukrywam, że po obejrzeniu całości wystawy wróciłem  jeszcze do wcześniejszych pomieszczeń, by kontemplować ponownie wybrane płótna.

Całość dzieł była pogrupowana według okresu, ale też według pewnego logicznego klucza. Najpierw zobaczyliśmy pierwszy okres twórczości artysty, gdy skupiał się on na tematyce religijnej. Przykładem niech będzie tu najstarszy znany obraz Vermeera "Diana z towarzyszkami". Siedząca obok nimfa obmywa stopy swej pani. 


Rok później Vermeer namalował "Świętą Paraksedę", która wyciska z gąbki krew chrześcijańskiego męczennika do dekoracyjnej wazy.

Tym obrazem zakończył swój malarski flirt z religią. Na kolejnym pokazał już otaczających go ludzi czerpiących radość z uroków dnia codziennego. Oto "Stręczycielka", która wygląda zza ramienia mężczyzny w czerwonym stroju wręczającego monetę prostytutce, obłapiając przy okazji jej pierś.


Podobno na tym obrazie, w lewym górnym rogu malarz umieścił swój autoportret.

Zafascynował nas świat kobiet, przeżywających różnego rodzaju uniesienia i emocje dnia powszedniego tak obecny w wielu obrazach Vermeera. Popatrzcie na tą "Kobietę w naszyjniku z pereł", która uosabia próżność wpatrując się z uwielbieniem w lustrzane odbicie swej cennej biżuterii.


Tajemnicza "Młoda kobieta czytająca list przy otwartym oknie". Na ścianie obok wisi obraz kupidyna. Czyżby czytała list miłosny? Malarz fantastycznie odzwierciedlił perspektywę umieszczając z przodu mieniącą się półcieniami kotarę, z tyłu zaś postać kobiety z odbijającym się w oknie licem. 

Nie do końca wiadomo co przeżywa "Kobieta w błękitnej sukni czytająca list". Zwraca jednak uwagę jej kolor sukni, mówiący wiele o tym jakiego trudu podejmował się Vermeer, by pozyskać kosztowny błękitny pigment, co wymagało czasu i pieniędzy. Obraz sugeruje, że kobieta jest w ciąży, ale historycy wskazują na niejednoznaczność, ponieważ kobiety zakładały często do łóżka luźny kaftan.

Jest jeszcze "List miłosny", gdzie służąca przekazuje tenże swej pani, a całość sceny obserwujemy jakby z innego pokoju. Niezwykła wyobraźnia twórcy.

Podobny w tematyce obraz to "Pani ze służącą" pokazuje moment przekazania listu i niepokój pani, co się w nim kryje. Listy to częsty element obrazów Vermeera.


Podczas, gdy służąca wydaje się wyłaniać z cienia, pani w sposób wyrazisty kontrastuje z nim w swej jasnej sukni.


Albo ta uśmiechająca się dziewczyna w towarzystwie oficera. Jak to u Vermeera, światło z otwartego okna pada na lico dziewczyny, a oficer siedzi w cieniu wpatrując się w nią. To kolejna ciekawa scena, która nie rozwiązuje tajemnicy, czy ona to żona, czy może dostarczycielka występnych uciech. 

Podobny charakter ma "Kielich wina", gdzie kobieta pije wino, a stojący obok mężczyzna gotowy jest dopełnić jej kielich z dzbana. Instrumenty i nuty sugerują, że właśnie skończyli lekcję muzyki i przyszedł czas na relaks. Ale co będzie dalej?

Zupełnie inny charakter ma "Widok Delft" i "Mała uliczka", obrazy które pokazują panoramę miasta i jego wycinek w postaci niewielkiej kamienicy z życiem mieszkańców w tle. To rzadki przykład tego, gdy artysta wychodzi z czeluści swej pracowni i maluje swoje miejsce życia. Panorama miasta zza rzeki wygląda dziś zupełnie inaczej, ale na podstawie historycznych map można stwierdzić, że ówczesny widok został odwzorowany bardzo precyzyjnie.


Dom przy "Małej uliczce" dziś już nie istnieje. Na jego fundamentach został wybudowany nowy. Historycy mają problem z ustaleniem jego dokładnej lokalizacji. Przypuszcza się, że artysta namalował z natury dom należący do przyrodniej siostry ojca Vermeera. Kobiety w wejściach i przejściu między domostwami nie są młode i wykonują zwykłe prace domowe.

Urocza była sala z miniaturami takimi jak "Dziewczyna w czerwonym kapeluszu", czy "Dziewczyna z fletem", które przyjechały z Waszyngtonu i parę innych. Ciekawym jest fakt, że nie zostały one namalowane na płótnie lecz na desce.



"Geograf" przyjechał z frankfurckiego Stadel Museum. Obraz zbliżony jest w charakterze do "Astronoma", który pozostał w Luwrze. Nawet rysy twarzy obu postaci są podobne. "Geograf" jest bardziej jasny, bo ukazany w świetle słońca padającego przez okno.

Nie darowałbym sobie, gdybym nie wspomniał jeszcze o dwóch obrazach. To "Koronczarka" z Luwru, niewielka miniatura pokazująca kobietę pewnie z klasy wyższej skupionej podczas pracy



oraz wspaniale odrestaurowana "Mleczarka" z Rijksmuseum. Zainspirowana tym obrazem Wisława Szymborska napisała wiersz wydany w 2009 r. w tomiku "Tutaj".

Vermeer
Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa
nie zasługuje Świat
na koniec świata.

Nie chcę wymieniać wszystkich obrazów z wystawy, bardziej chciałbym pokazać jej charakter i związane z nią emocje. Jedyną niedogodnością był fakt, że nie mogliśmy ich dzielić wspólnie. Dlaczego? Bo musieliśmy naprzemiennie zająć się naszą Megi, która preferowała rozległe trawniki przed Rijksmuseum. Jednakże możliwość późniejszej wymiany wrażeń okazała się równie bezcenna. 

Dzięki temu, że do Rijksmuseum przywieziono tyle obrazów jednego z ulubionych artystów, do tego odwiedziliśmy inne miejsca z jego sztuką, zostało nam do zobaczenia na żywo zaledwie 5 dzieł Vermeera. To oznacza, że na emeryturze będziemy mieli znacznie więcej czasu na inne atrakcje.

2 komentarze:

  1. Piotrze, wspaniałe oprowadziles mnie po tamtej epoce. Obrazy Vermerra sa niezwykle. Z przyjemnością przeczytałam relacje. 5 obrazów to świetny pretekst do odbycia kolejnych podróży . Pozdrawiam Urszula

    OdpowiedzUsuń