Podróż po Etiopii - część 18 - Odwiedzamy plemię Dassanech blisko granicy z Kenią i Sudanem Południowym.

Z okolic ziem należących do plemiona Mursi udajemy się na południowy wschód do wioski Turmi położonej na wysokości 925 m n.p.m. Znajduje się ona na terenach fascynującego ludu Hamerów i zamieszkuje ją około 1000 osób. Usytuowana jest na skrzyżowaniu dróg skąd łatwo dostać się do plemion, których nie uległy jeszcze cywilizacji. Jutro udajemy się do wioski ludu Dassanech, zwanego też Geleb.



Okolice wioski stają się dla nas kilkudniową oazą, z której będziemy odwiedzać różne plemiona. Buska Lodge to nasz najlepszy nocleg w dolinie Omo. Rozsiane pośród zieleni, pokryte strzechą chaty kryją rustykalne wnętrza z prostymi łożami osłoniętymi moskitierami.


Wyschnięte koryto rzeki nie pozwala zapomnieć o problemie braku wody w porze suchej. Jedyną zaletą jest możliwość skorzystania z niego jako traktu, którym w miarę bezpiecznie można się przemieszczać.


Doświadczymy piekielnych temperatur, bo zjedziemy jakieś 600 metrów niżej na wysokość 380 m n.p.m. Z Buska Lodge udajemy się 70 kilometrów na południe. Ku naszemu zdziwieniu okazuje się, że część drogi jest wyasfaltowana. Nasz przewodnik, który był tu miesiąc temu jest tym faktem jeszcze bardziej zaskoczony. Oto znak, że południowa Etiopia zaczyna się cywilizować. Nie oznacza to jednak tłumów turystów. Nadal droga jest pusta, a czas przejazdu to jakieś półtorej godziny, bo po dłuższej chwili asfalt urywa się i wracamy na nierówne drogi gruntowe. Jesteśmy tu w porze suchej i nawet nie chcemy myśleć jak wygląda jazda w trakcie pory deszczowej.


By odwiedzić plemię Dassanech trzeba wylegitymować się paszportami w punkcie granicznym i przepłynąć przez rzekę Omo. Jeszcze niedawno nie było tu mostu i pozostawała przeprawa chybotliwą dłubanką.


Dziś nadal są tacy, którzy oferują swoje usługi przedostania się na drugą stronę rzeki. Ich łodzie wyrzeźbione są z jednego pnia i choć podróż w nich wydaje się ryzykowna, to wielu nie posiadających innego środka transportu korzysta z tej opcji, by skrócić sobie czas dotarcia do wioski.


My mamy jednak komfort udania się do jednej z wiosek naszym samochodem. Niedaleko stąd znajduje się granica z Kenią i Jeziorem Turkana na południu oraz Sudanem Południowym na zachodzie.


Mówi się, że plemię Dassanech migrowało z okolic południowo-zachodnich brzegów jeziora Turkana, skąd w XVIII wieku wygoniły je plemiona osiadłe w obecnej północnej Kenii. Cóż, ludność ta nie ma w sobie genu państwowości, więc nie znają pojęcia granicy państwa. Kierują się raczej prostą zasadą - chęcią przejęcia konkretnego terytorium. Nie jest to jednak łatwe, bo podobne ambicje mają inne plemiona. Walczą jednak o zachowanie terytorium, zwłaszcza tego, które znajduje się blisko rzeki. Ta pozwala czerpać wodę dla ludzi i zwierząt oraz nawadniać okoliczne pola.
 

Odwiedzając obecne ziemie zasiedlone przez plemię Dassanech i odczuwając żar płynący z nieba, zadziwia nas fakt, że chcą tu egzystować.


Nie jesteśmy przecież w najgorętszym okresie. Mało tego, niedawno skończyła się pora deszczowa, a ziemia wygląda na ekstremalnie suchą.


Lud Dassanech prowadził kiedyś koczowniczy styl życia. Dziś są raczej przywiązani do swego miejsca, choć zdarza się, że sytuacja zmusi ich do przeniesienia się w inną okolicę. Zajmują się rolnictwem, pasterstwem i w mniejszym stopniu rybołówstwem. Uważani są za najbiedniejsze z plemion doliny Omo. Ich skromne, kopulaste chaty przypominają budowane przez Tuaregów z Sahary lub Nama z Kalahari. Co ciekawe, budową chat zajmują się kobiety. Ich konstrukcja wskazuje na "tymczasowość" i jest dowodem na to, że korzenie nomadów tkwią nadal głęboko w ich umysłach.


Codzienne życie nie różni się zasadniczo od innych plemion doliny Omo. Mężczyźni trzymają się razem, dbając o wygląd, organizując sobie rozrywki i dostarczając produktów, by wyżywić rodzinę.
 

Kobiety zajmują się dziećmi...



... gospodarstwem ...


... kuchnią.


W niej używają m.in. zboża zmagazynowane wcześniej w swego rodzaju "spichlerzach"...


oraz mleko zwierząt na codzień i ich mięso od święta. Budują dla nich ocienione zagrody, by przetrzymały ekstremalne warunki pogodowe.


Popatrzcie na tych ludzi. Są wyjątkowo smukli, dobrze zbudowani, wyglądający zdrowo. Od dzieci przez nastolatki do dorosłych.




Lud Dassanech, mimo biedy dba o swój wygląd. Kobiety noszą spódnice z kozich skór, dekorując ciała naszyjnikami i bransoletami. Noszą też kolorowe kolczyki w uszach i czasem paciorki we włosach.




Fryzury są wyróżniającą się cechą plemienia. Swe krótkie włosy układają tuż przy skórze głowy z charakterystycznymi przedziałkami, zaplatając je czasem w warkoczyki. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn.




Dzieci od najmłodszych lat naśladują styl i estetykę dorosłych.







Czasem palące słońce sprawia, że trzeba okryć się czymś co przypomina bardziej cywilizowaną formę odzienia,



albo wręcz przeciwnie.



W wieku około 10 lat wszyscy podlegają obrzezaniu. Zanim do niego dojdzie dziewczynki często przedrzeźnia się nazywając je chłopcami, dzikimi zwierzętami, czy małpami. Mimo prób ograniczania przez władze Etiopii rytuał ten jest głęboko zakorzeniony.



Głównym powodem wydaje się być interes ojca. Brak obrzezania dziewczynki pozbawia go możliwości otrzymania posagu w formie bydła, miodu, kawy, czy tytoniu.


Żegnamy wioskę Dassanech.



By poczuć klimat okolicy wracamy pieszo kilka kilometrów sawanną. Przyznam, że choć żar leje się z nieba jest to jedno z bardziej fascynujących doświadczeń. Po drodze spotykamy wędrujących tubylców.



Nie znamy celu ich wędrówki, ale domyślamy się, że związany jest z jakąś formą pozyskania okolicznych dóbr, by przeżyć kolejny dzień.


Niektórzy są tak samo zaskoczeni spotkaniem jak my. Bo jak to, biały, obcy człowiek w środku pustkowia? Większość po prostu przygląda się z ciekawością, inni zaś oczekują zrobienia im zdjęcia i skromnej gratyfikacji. Życie kobiet nie jest łatwe, bo z okolicznych pól do wioski czeka je długa droga.


Bliższy kontakt odsłania smutny wzrok, który wyraża trud ich dnia codziennego.


Dochodzimy do rzeki. Musimy pokonać dość ostre zejście do brzegu.


Most został daleko. Wsiadamy w dłubankę, by poczuć jak było tu kiedyś. Po dziesięciu minutach w chybotliwej łodzi, w której nie należy się zbytnio ruszać, jesteśmy na wschodnim brzegu rzeki. Krokodyle nie były nami zainteresowane.


Tu czeka na nas już zrelaksowany Seeyum, z którym wracamy w strefę komfortu naszego Buska Lodge. Zimny prysznic, gorąca kolacja ... jutro spotkanie z kolejnymi ludźmi doliny Omo.

12 komentarzy:

  1. Niesamowite plemię i wioska.
    Wszyscy wyglądają na zdrowych, są smukli i wysocy, dbają o siebie.
    Te koraliki dodają kobietom uroku.
    Mimo wysokiej temperatury i suszy radzą sobie z wyżywieniem i wodą.
    Domki w wiosce są niesamowite.
    Martwi mnie to obrzezanie, dla mnie jest to niewyobrażalne.
    Kiedy tak czytam o morderczych temperaturach i wyschniętych rzekach, spękanej ziemi bez śladu roślinności, mam wrażenie, że za kilkanaście lat będzie u nas to samo.
    Świetny reportaż.
    Pozdrawiam!
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy tam w porze, w której nie jest najgoręcej, a nie było łatwo wrócić w palącym słońcu z wioski nad rzekę, na piechotę. Ludzie migrują z Afryki do Europy m.in. ze względu na zmiany klimatyczne, w których nie są w stanie żyć. Obrzezanie kobiet to jeden z najbardziej okrutnych zwyczajów. Zmiany w świadomości niestety zachodzą najwolniej. Dzięki, pozdrawiamy :)

      Usuń
  2. Jak zawsze czytam z zapartym tchem,bardzo dziękuję za możliwość podróżowania z Wami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my dziękujemy Janeczko, że zaglądasz :) Bardzo nas to cieszy, pozdrawiamy

      Usuń
  3. Małgosiu, dzięki temu, że dadałaś tyle zdjęć poczułam to miejsce, ten żar, biedę, izolację. Tak są smukli, ale patrząc na wystające żebra niektórych mam wrażenie, że nie dojadają. Całe szczęście, że poprzestają na kolorowych koralikach, poprzednie plemie i ich dyski w ustach długo mnie prześladowały. Najbardziej mnie przeraziła tradycja obrzezania, wiele o tym czytałam, ale nie wiedziałam, że bez tego koszmarnero rytuału ojciec dziewczyny by nie dostał krowy czy kozy. Zawsze podają, że to kobiety nalegają a biedne dziewczynki nie wiedząc o bólu, nie moga się doczekać. Wiele dziewczynek umiera, albo długo choruje. Najbardziej wstrząsającą relację przeczytałam kiedyś w "Wyskokich obcasach", po nocy poślubnek dziewczyny dostawały silnego krwotoku i spędzały np. 3 miesiące w szpitalu! Niewyobrażalne barbarzyństwo. Zdjęcia są bardzo piękne, ta dziewczyna z zielonym ładunkiem na głowie ma takie smutne spojrzenie, potrząsa moimi uczuciami. Bardzo trudno mi pogodzić się z piekłem kobiet. Podziwiam za rejs dłubanką, jestem pewna, że przewoznik znal się na swoim fachu i bylo bezpiecznie. No własnie, wraca się z takich miejsc do oazy, gdzie czeka prysznic, kolacja i wtedy dopiero czujemy jakim wspaniałym darem są takie oczywiste rzeczy. Jakie dobre i bezpieczne jest nasze zycie. To była wspaniała lektura, chociaż mi jakoś smutno, żal tych biednych ludzi. To takie niesprawiedliwe, że Afryka nie może wykorzystać swoich bogactw naturalnych, bogacą się ci, ktorzy juz sa bogaci. Ciekawa jestem jakie będzie następne plemię. Dziękuję za ten wspaniały materiał:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Marylko z tej strony Małgosia. Od 10 części podróży po Etiopii posty pisze Piotr, ale to nic nie szkodzi. Piszę tak informacyjnie, bo traktujemy bloga jako wspólny i nie podpisujemy się pod wpisami. Tradycja obrzezania, to okrucieństwo. najbardziej jest mi znane dzięki książce Waris Dirie "Kwiat pustyni". Ciągle jest stosowane, a w Jinka, w muzeum plemion Doliny Omo oglądaliśmy dokument na ten temat. Choroby są konsekwencją warunków w jakich żyją Ci ludzie. Tak, są bardzo szczupli, ale nie głodują. W okolicy wioski jest też szkoła, do której chodzą dzieci. Wódz tego podobno pilnuje. W Buska Lodge nie było elektryczności. Generator zapewniał prąd do godz. 23. Potem było ciemno, jednak ciemno w Afryce to zupełnie co innego niż ciemno u nas ;) Chaty choć ładne i dobrze wyposażone, wszędzie bez wyjątku maja nieszczelne drzwi, ramy okienne, a w miejsce nad drzwiami, między framuga a dachem włożyłam zwiniętą kapę w z łóżka, taka była "nieszczelność". Mieszkaliśmy w buszu, między domkami "płynęły rzeki" mrówek. Drobne jaszczurki i pająki stale nam towarzyszyły. Na szczęście nie mamy żadnych lęków z tym związanych, jednak spacerujący tuż przy łóżku skorpion z lekka mnie zdenerwował. Cieszę się, że zdjęcia Ci się podobały. Niestety z powodu pierwszego zdjęcia , które pobiera fb mamy zablokowane konto bloga i moje prywatne. Dziękuję za Twoje mądre przemyślenia. Podpisuję się pod nimi. Pozdrawiam serdecznie M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale literówek przeoczyłam, aż wstyd. Małgosiu, dobrze, że mi napisałaś które z Was zamieszcza posty, założyłam, że Ty piszesz o Etiopii, a Piotr wstawia przepisy. "Pasztet z cukinii" miał męskie końcówki, (pyszny wyszedł). Książkę "Kwiat pustyni" znam, tona pierwsza zwróciła uwagę świata na ten problem, ale tradycje siedza mocno, nawet jak wyemigrują, to nadal to robią. Dolina Omo jest niezwykła, takich nieskalanych białym człowiekiem i cywilizacją wiosek jeszcze nie widziałam. Zdjęcia udały się wspaniale, czy robicie czasami jakies filmy? W Ameryce Południowej dzikie plemiona mają bujna roslinność i wodę, ich los nie wydaje się aż tak tragiczny.Wyobrażam sobie ciemność w Afryce! Zapewne niesamowite dzwięki było słychac. Skorpion też by mnie zdenerwował! Czekam na kolejną wieś, pozdrawiam Was oboje, bez wyróżniania:)

      Usuń
    2. O to świetnie, że pasztet Ci smakuje i udał się :) Nie robimy filmów. Noszenie aparatów z różnymi obiektywami to już dla nas czasem zbyt dużo. Sporadycznie coś nakręcimy telefonem. Początkowo Piotr robił filmy dronem, ale teraz robi wyłącznie zdjęcia. Za dużo jest potem z tym wszystkim pracy :D Kolejne plemię to jedno z "barwniejszych". Pozdrawiamy oboje :)

      Usuń
  5. Niesamowicie czyta się takie wpisy. Prawie jak podróżwanie. Informacje pokazują piękną odmienność kulturową, ale też szokują (zwłaszcza obrzezanie dziewczynek). Na tak silnych i zdrowych osoby z tego plemienia moim zdaniem również nie wyglądają niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mamy nieco inne standardy jeśli chodzi o wygląd. W tej części Afryki ludzie są smukli i szczupli, choć oczywiście nie żyją w rejonie, gdzie żywność się wyrzuca czy w inny sposób marnuje jak u nas i gdzie jest jej nadmiar. Dziękujemy za odwiedziny :)

      Usuń
  6. Oglądamy życie tych ludzi zupełnie z innej perspektywy. Dla nas to egzotyka i warunki poniżej poziomu biedy. Dla nich zwyczajność, tylko że bieda wypędza ich z Afryki na nasz kontynent. Czyli nie do końca są tam szczęśliwi wybierając odmiennie obce. Barbarzyńskie obrzezanie pozostaje dla mnie okrucieństwem, ale to część tej kultury. Trudny jej fragment...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amber z pewnością emigracja to nie jest łatwa decyzja, wiemy wszyscy jakim kosztem próbują się dostać z Afryki do Europy.Płaca za to najwyższą cenę. Pozdrowienia

      Usuń