Indie - uroki Old Delhi.

Kiedy dojechaliśmy do stacji New Delhi i wyszliśmy na ulicę, rzucił się na nas spory tłumek rikszarzy. Szybkie negocjacje i nawet nie wiem jak nasze bagaże znalazły się w rikszy rowerowej najbardziej obrotnego, choć całkiem drobnego z postury mieszkańca Delhi. Do hoteliku było jakieś 2.5 kilometra. Przez chwilę troszkę pod górę, bowiem trzeba było przejechać mostem nad torami kolejowymi. Pozostały więc wspomnienia jedynej przejażdżki "taksówką", którą musiałem pchać, by dojechać na miejsce. Po kilkunastu minutach byliśmy w Old Delhi. 



Delhi nie zawsze było stolicą Indii. Położone nad Yamuną na trasie między centralną, a południowo-wschodnią Azją było jednak istotnym dla podróżujących punktem. Jako zlepek co najmniej ośmiu miast pamięta czasy sięgające prawie 3000 lat wstecz.

Old Delhi, w przeciwieństwie do swej nazwy jest miejscem młodym. Zbudował je Shah Jahan, ten sam który później opłakiwał swą przedwcześnie zmarłą żonę i który wzniósł ku jej pamięci Taj Mahal. Pomiędzy rokiem 1638, a 1648 wybudował w Delhi Red Fort.


Były to czasy świetności Mogołów. Czasy przesadnie wystawnych uczt, ceremoniałów w których brały udział hordy słoni, budynków władcy wysadzanych drogimi kamieniami, zastępów usłużnych eunuchów czekających na skinienie możnych.
O Czerwonym Forcie, perełce mogolskiej architektury opowiemy innym razem. W pobliżu tego gigantycznego tworu powstało Old Delhi. Wiek siedemnasty. To jak niemowlę w skali historii Indii.
Dziś miejsce to wabi bazarami i rozwiniętym na szeroką skalę handlem, pełne jest rzemieślników, świadczących różnego rodzaju usługi, wreszcie mieści Jama Masjid, największy meczet w Indiach, który jest w stanie pomieścić 25.000 osób.


To nie tylko miejsce modłów, ale również miejsce spotkań, wymiany poglądów, czy odpoczynku z możliwością obserwacji życia ulicy. Nam nie było dane wejść do środka. Modły. Musieliśmy zadowolić się zerknięciem do wewnątrz i chłonięciem atmosfery przedsionka ogromnego miejsca kultu.


Chandni Chawk to główna arteria Old Delhi.


Na tej i okolicznych ulicach żądzą rikszarze, wózkowi, motorowery, znacznie rzadziej samochody.


Częściej zaś krowy, przyglądające się ulicznemu życiu. Czasem blokujące ruch. Bo są święte.


Chodząc po Old Delhi, trafiamy co i rusz na przedstawicieli różnych zawodów. Zróbmy sobie przegląd choćby małego wycinka tutejszych profesji.

Królestwo fryzjera to fotel i lustro na ulicy. Obowiązkowo też zadowolony klient. Parkujący swoim SUV-em w zakładzie.


Kucharze gotują i serwują świeże dania. Najlepsze są te jednogarnkowe. Zapowiadają feerie smaków i aromatów.


Elektryk to pożądana fucha. Nie ma łatwego zadania w plątaninie kabli.


Pytanie tylko, czy to on sam jest autorem poniższych projektów, czy może koledzy po fachu.



Wszędobylscy rikszarze, czekają lub aktywnie poszukują klienta.


Nazwijmy ich "transportowcy". Dostarczają wózkiem paki czegoś, co dla kogoś wydaje się istotne.


Sklepikarze z żywnością mają łatwo, bo ich kolorowe stragany nie tyle szepczą, co krzyczą.



Ci od sukna przyjmują mniej klientów, choć pewnie marże mają wyższe. Skąd to przekonanie? Popatrzcie na tą roześmianą twarz właściciela.


Handlarze lampami wabią wzrokiem, jednak popyt widać niewielki. Może wieczorem będzie lepiej. 


Całe zastępy malarzy, dekarzy, murarzy czekają na kogoś, kto zechce skorzystać z ich usług. To taki punkt zborny. Nie potrzeba reklamy, czy internetu, by oferować swój czas. Jest go tu bowiem w nadmiarze.


Są też stróże porządku, wyposażeni w kije. Nie omieszkają przetrącić nimi kogoś kto wydaje się im nieposłuszny.


Są żony. To też swego rodzaju profesja.


No i "niebieskie ptaki", chowające się gdzieś po kątach. Niby niewielu, ale kątów ci tu całe zatrzęsienie.


Trafiamy do Gurdwara Sis Ganj Sahib. To święte miejsce upamiętnia Sikha Guru, który został ścięty w 1675 roku na polecenie Aurangazeba za odmowę przejścia na Islam.


Sikhów poznacie po charakterystycznych szablach u boku i turbanach. Nie zawsze tak gigantycznych.


Znani są z pokojowego nastawienia i wspierania biednych. Rozdają dwadzieścia pięć tysięcy posiłków dziennie. A wszystko finansowane jest z ofiar i pracy społecznej.
Mężczyźni przygotowują aromatyczny sos do...


... chapati lepionych przez kobiety...


... pieczonych później na gorących piecach przez inne panie,


by wykarmić tłumy ludzi potrzebujących strawy.


Całkowicie za darmo. Jedliśmy. Daj Boże takie pyszności w naszych stołówkach.

I tak żyje sobie ulica Old Delhi.



Żyją sobie ludzie ciekawi świata...



... i ci może trochę znudzeni...



 ... czekający co się stanie za chwilę, czy za godzin parę.


Old Delhi. Dla tych ludzi takie życie to norma, codzienność.



Dla nas Europejczyków to skansen pod gołym niebem.



Mamy dla nich wszystkich wiele pozytywnych uczuć. Spotkania i rozmowy z nimi były zawsze pełne emocji. Hindusi są bowiem bardzo otwarci i ciekawscy.

Choć to inna kultura - marzenia i dążenia podobne do naszych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz