Podróż po Etiopii - część 25 - Jedziemy na północny wschód w kierunku Parku Narodowego Awash.

Z położonej na wysokości 1700 m n.p.m. Awassy jedziemy trzysta pięćdziesiąt kilometrów na północny wschód do miasteczka Awash Saba. Znajduje się ono 700 metrów niżej niż Awassa, a to po przyjemnym klimacie Doliny Ryftowej oznacza niezły upał. Ostatni etap to droga A1 prowadząca w kierunku Dżibuti, pełna ciężarówek zmierzających w kierunku portu lub z niego w głąb kraju. Etiopia, choć jest krajem ogromnym, nie posiada dostępu do morza. Droga jest niebezpieczna, jeśli oceniamy ją przez pryzmat ilości wraków samochodów zalegających pobocza.


Krajobrazy są górzyste z dominującymi licznymi wulkanami. Zatrzymujemy się to tu, to tam, by nacieszyć oczy widokami stożków wulkanicznych wyrastających z ziemi jak gigantyczne kopce kretów


lub zajrzeć do kaldery wygasłego wulkanu, zarośniętego gęstym lasem.

    
Po drodze odwiedzamy jezioro Beseka w okolicy miasta Metehara, mając nadzieję na spotkanie z ptakami.


Jadąc groblą przez jezioro wypatrzyliśmy kilka okazów, które już wcześniej widzieliśmy m.in. ibisy czczone, dławigady afrykańskie, czy czaple nadobne, z których jedna godnie maszerowała obok całkiem sporej wielkości krokodyla. Środek dnia nie sprzyjał jednak wielu ptasim obserwacjom.


Region ten zamieszkuje lud Afar, najstarsza z etiopskich grup etnicznych okupująca wschodnie wyżyny od ponad 2000 lat. Jest to głównie lud pasterski, ale część oddała się profesji pozyskiwania i transportu soli z okolic depresji Danakil. Robią to do dziś, niektórzy w sposób bardzo tradycyjny przewożą solne bryły na wielbłądach starożytnymi trasami karawan.   


W tle jeziora, kilka kilometrów na północ od niego drzemie majestatyczny wulkan Mount Fentalle wznoszący się powyżej 2000 m n.p.m. Jego kaldera o powierzchni 10 km2 położona jest jakieś 350 metrów poniżej krawędzi wulkanu. Ostatni raz wybuchł na początku XIX wieku, ale ślady tej erupcji są wciąż widoczne w okolicy w postaci skał wulkanicznych i kamieni.


Stąd już niedaleko do naszego kolejnego noclegu w miasteczku Awash Saba. To największe skupisko ludności w okolicach Parku Narodowego Awash. Znaleźć tu można niedrogi nocleg. W 1917 roku zbudowano stację kolejową na trasie z Addis Ababa do Dżibuti. Powstał też jeden z pierwszych hoteli w Etiopii, zbudowany przez Francuzów by wspomóc podróżujących koleją. To kultowy Buffet D'Aouache, w którym nocowali m.in. Haile Selassie i Charles de Gaulle, a dziś mamy zamieszkać my.


Jak widać po jakości szyldu najlepsze lata ma za sobą. Dziś zarządzany jest przez starszą, lekko zgorzkniałą Greczynkę, która oferuje jednak coś wyjątkowego: bardzo tanie i dobrze schłodzone piwo, co w tym klimacie i miejscu gdzie często dochodzi do awarii prądu jest ogromnym benefitem. Z dużą dozą  prawdopodobieństwa możemy stwierdzić, że mieszkaliśmy w apartamencie cesarza i prezydenta. Pokój, choć przestronny, ostatni raz remontowany był pewnie w czasach pamiętających Charlesa de Gaulla. Jest to niezwykłe, przepełnione historią miejsce, któremu wybaczam pewne uchybienia - kurz pamiętający czasy Haile Selassie, skrzypiące drzwi szaf sprzed wieków, ledwie kapiącą, zimną wodę z prysznica. Tę ostatnią niedogodność rozwiązywało gratisowe wiadro wody tuż przy wannie. Klient nasz Pan. 


Dodatkowym atutem było gniazdo synogarlicy senegalskiej wysiadującej jaja, którą mieliśmy na wyciągnięcie ręki lub raczej obiektywu aparatu fotograficznego. Nie nam bowiem w głowie stresować ptaka powołującego na świat kolejne ptasie pokolenie.


Kolejną zaletą hotelu, była bliskość wąwozu rzeki Awash. Udałem się tam o "złotej porze", kiedy przygaszające powoli słońce pięknie oświetlało wulkaniczne wzgórza po drugiej stronie rzeki wijącej się 150 metrów niżej.


Ruszyłem nieznaną mi ścieżką i ku swemu zdumieniu dotarłem do niewielkiej muzułmańskiej wioski. Mieszkańcy okazali się wyjątkowo przyjaźni.


Początkowy dziki entuzjazm ostudzony został karcącym spojrzeniem wychowawcy, po którym dzieciaki grzecznie ustawiły się pozując do zdjęcia.


Nie obyło się bez "rozmów" i "wymiany zdań",  oczywiście za pomocą gestykulacji i min, bo ich angielski był jak mój amharski. Spotkania jednak z tak prostolinijnymi ludźmi zawsze dla nas, tzw. ludzi Zachodu, są bardzo inspirujące. W takich warunkach żyje większość populacji Etiopii.


W kontraście do biednych, niechlujnie skleconych domostw tutejszy krajobraz zachwyca pięknem i elegancją. 


Mieszkańcy zajmują się głównie pasterstwem, w tym wypasem sporych stad kóz,


które często wybierają dość ekstremalne tereny.


Kobiety zaś zajmuje wychowywanie licznego potomstwa.


Niemniej w oczach tych ludzi widać wiarę w przyszłość, spokój i ciekawość, tę zwłaszcza u nieśmiałych dzieci.


Albo może rodzaj melancholii i tęsknoty za czymś niezdefiniowanym.


Po nocnym odpoczynku, wcześnie rano ruszymy do ostatniego z Parków Narodowych Etiopii, które dane nam było odwiedzić w tej podróży, surowego Awash National Park.



4 komentarze:

  1. Wspaniale się podróżuje z Wami Małgosiu. Ten hotel goszczacy takie osobistości, to wielka frajda.Etiopia to miejsce , do którego bym chętnie powróciła.Zatęskniłam za tymi pieknymi ludzmi. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula tam kurz też był zabytkowy ;D Generalnie podróż po Etiopii i poznanie tego kraju to jedna z ciekawszych podróży :) Pozdrawiamy i dziękujemy

      Usuń
  2. Zachwyca mnie swoboda z jaką żonglujecie nazwami ptaków, np. dławigady. Wielce wdzięczna jestem za pokazanie Etiopii, pewnie wszystko można wyszperać, ale najfajnie poznawać kraj z czystej sympatii dla autorów. W Waszych relacjach oprócz ptaszków, najbardziej zapadaja w pamięć twarze ludzi, niesamowite zdjęcia. Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marylko dziękujemy. Może kiedyś wybierzesz się tam. Nie da się pokazać wszystkiego co widzieliśmy i opowiedzieć. Podróż jak wiesz to coś więcej. Zachęcamy do wyjazdu. Pozdrawiamy i dziękujemy, że nam towarzyszyłaś :)

      Usuń