Północny kraniec Brytanii.

Dziś pokażemy Wam najsłabiej zaludnionym obszar wyspy Brytanii - północną Szkocję z rejonem zwanym Sutherland.




Nazwa w jakimś sensie przewrotna - południowy ląd - pochodzi z czasów Wikingów i przez nich była określana jako położona na południe, w stosunku do Orkad i obecnego hrabstwa Caithness (zdjęcie z Wikipedii).
Mieszkając przez tydzień w okolicach Drumbeg, ruszyliśmy któregoś pięknego dnia, by zobaczyć kraniec Brytanii. Drogi im dalej na północ, tym węższe i normalnością stają się tzw. single road  z mijankami. Za to przestrzeń, którą można podziwiać dookoła zachwyca swą wielkością i paletą barw zieleni i brązu.


Naturalnie rosnące drzewa to tu wielka rzadkość, za to można zobaczyć posadzone ludzką ręką lasy (jak ten po drugiej stronie drogi na zdjęciu poniżej), które potem wycina się w całości. To dość częsty widok w Szkocji.


Nad wodą jest jeszcze bardziej kolorowo.


Docieramy do Durness, najbardziej wysuniętej na północny zachód miejscowości na stałym lądzie. Durness jest maleńkie, a dla nas największą atrakcją jest piaszczysta plaża


z ogromnymi głazami




 i malowniczymi klifami w okolicach.


To w ich sąsiedztwie rozpościera się Smoo Cave - jaskinia wymyta przez morze i strumień słodkiej wody w wapiennej skale, długa na 83 m.



Potem docieramy do miejsca, gdzie była kiedyś wieś Ceannabeinne. To ślad smutnej historii tego regionu.


Mieszkańcy tej 'kwitnącej" miejscowości stali się ofiarami przeprowadzanych w Szkocji w XVIII i XIX wieku Highland Clearances, czyli  rugów szkockich chłopów. Zmuszani, najczęściej brutalnie, przez arystokratycznych właścicieli ziem musieli opuszczać swoje domy i gospodarstwa całymi rodzinami. Zabrane im ziemie łączono i zamieniano w pastwiska.


Dziś pozostały tu jedynie resztki kamieni. Jest tu również szlak, z ciekawymi informacyjnymi tablicami o życiu i historii miejsca, który przeszliśmy w całości. Jednak piękno natury zatrzymały nas tam na dłużej.


Na zdjęciu powyżej widać po lewej stronie wyspę Eilean Hoan, dziś rezerwat przyrody, a w początkach XIX wieku jeszcze zamieszkiwaną przez wysiedlonych stąd ludzi.


Cisza, spokój, brak turystów i widoki to jak wszędzie mocne  atuty zwiedzania Szkocji.


Dziś na tych wzgórzach jest mnóstwo drobnych, wręcz miniaturowych kwiatów, których odkryto tu ponad 120 gatunków.


Wśród nich maleńka dzika orchidea.


Dalej jedziemy tak jak prowadzi nas tu jedyna droga, wzdłuż Loch Eriboll, nad którym robimy sobie piknik.

  
Przecinamy kolejny półwysep,


na którym króluje wełnianka


i wrzosy.


Kierujemy się na Tongue, gdzie widać ogromny odpływ.


Następnie  wracamy do Drumbeg zamykając pętlę podróży. Po drodze mijamy najczęściej tylko ślady po dawnych mieszkańcach.
  




Co nie oznacza, że nikt tu nie mieszka :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz