Bajgle

Bajgle

Po preclach czas na bajgle czyli bułeczki z dziurką, wywodzące się z żydowskiej tradycji kulinarnej. Kuchnia żydowska jest dla mnie coraz bardziej interesująca, zwłaszcza jeśli chodzi o wypieki. Dlatego w ostatnim czasie pojawiły się na blogu rugelach, chałki, a teraz bajgle. Oświadczam, że na tym nie koniec ;)


Bajgle


proporcja na 12 bajgli:

500 g maki pszennej typ 650
300 g letniej wody
7 g drożdży instant/ 10-11 g drożdży suszonych
2 płaskie łyżeczki soli
1 łyżka cukru trzcinowego

dodatkowo
1 łyżka oleju roślinnego
1 łyżeczka masła
sezam czarny i biały
mak
płatki owsiane
1 białko jaja
2 łyżki cukru

Wodę wymieszać łyżką w dzieży miksera razem z cukrem i drożdżami i odstawić na ok. 5 minut. Dodać mąkę i sól, miksować końcówką z hakiem ok. 10 minut. Potem wyjąć ciasto i jeszcze zagnieść przez chwilę rękoma. Ciasto powinno być gładkie i elastyczne i nie powinno przywierać do rąk. Posmarować ciasto olejem, włożyć do misy i odstawić pod przykryciem do podwojenia objętości (od. 45 do 60 min.). 

Po tym czasie wyjąć ciasto z misy, podzielić na 12 części. Każdą część ukształtować w kulę. Następnie przy pomocy palca wskazującego zrobić w środku dziurę i okręcić ciasto na palcu jak hula hop. W ten sposób rozciągamy ciasto z dziurką w środku. Średnica  otworu powinna mieć ok. 5 cm. Jeśli ciasto jest nierówne, to palcami ugnieść te miejsca i wyrównać. Następnie odłożyć pod ściereczkę do wyrośnięcia na dobrze omączonej powierzchni. Odczekać 30 minut, ale już pod koniec wstawić wodę 2-3 litry z dwiema łyżkami cukru. Rozgrzać piekarnik do 220 stopni C. Przygotować również dwie blachy wyłożone pergaminem. Każdy arkusz dodatkowo wysmarować masłem. Roztrzepać białko z 1 łyżką wody do smarowania bajgli.

Pracę rozpocząć od bajgli, które zrobiliśmy jako pierwsze. Bułeczki wkładać do wrzącej wody po 3 sztuki,  na ok. 1 minutę. Następnie przewrócić na drugą stronę i powtórzyć czynność. Po tym czasie przy pomocy łyżki cedzakowej wyjmować pojedynczo bajgle. Przy wyjmowaniu stuknąć łyżką o brzeg garnka, żeby woda opadła. Bajgle wyłożyć od razu na pergamin i powtórzyć z kolejną trójką. Ułożyć po 6 na blasze. Posmarować je roztrzepanym białkiem, posypać sezamem, płatkami owsianymi i makiem i włożyć do nagrzanego piekarnika na 20-22 minuty. W czasie gdy piecze się pierwsza partia przygotować analogicznie pozostałe sześć, powtarzając czynności. Bajgle po  upieczeniu ostudzić na kratce. Smacznego :)
Miękkie, domowe precle.

Miękkie, domowe precle.

Przyznam, że wspólne wypiekanie to jedno z bardziej oczekiwanych przeze mnie zajęć. I nie chodzi tu o czas pandemii, ale o to, że wielu wypieków po prostu nigdy  bym nie zrobiła. Przyczyn jest wiele ;) Nie znałam przepisów i nie wiedziałam, że "coś" takiego istnieje. Tak jak z croissantami, przymierzałam się jak przysłowiowa "sójka za morze". Doszłam do wniosku, że nie ma po co wychodzić ze strefy komfortu i robić tak trudny wypiek. A jednak się udało i warto było. Teraz Amber "wynalazła" dla nas precle. Pewnie nie pomyślałabym, że mogłabym je zrobić. Na oko to takie mało praktyczne pieczywo ;D Oj byłam w błędzie. To pyszny dodatek do dań i przekąsek, który zniknął w okamgnieniu. Precle są mięciutkie, pyszne i będę je powtarzać. Z pewnością od razu z podwójnej porcji, bo teraz nawet nie miałam okazji sprawdzić jak smakują następnego dnia. Przepis pochodzi z bloga Salt & Baker, gdzie znajdziecie też instrukcję obrazkową wykonania precli.


PRECLE


proporcje na 8 sztuk:

250 ml letniej wody
1 łyżeczka cukru
2 i 1/2 łyżeczki drożdży suszonych/ 2 i 1/4 łyżeczki drożdży instant/ 30 g drożdży świeżych
310 g mąki pszennej uniwersalnej
1 łyżeczka soli
1 łyżka niesolonego masła zmiękczonego
sól morska do posypania precli
1-2 łyżki stopionego masła do posmarowania precli

1 1/2 szklanki wody*
3 łyżki sody oczyszczonej*

Zagotuj wodę - 1 i 1/2 szklanki. Gdy zacznie wrzeć, zestaw wodę z grzania. Dodaj sodę oczyszczoną i mieszaj, aż się całkowicie rozpuści. Przenieś mieszaninę wody do płaskiego naczynia (użyłam patelnię). Odstaw mieszaninę na bok do ostygnięcia.

W misce miksera połącz za pomocą haka do ciasta ciepłą wodę, cukier i drożdże. Pozostaw tę mieszaninę na 5 minut. 

Po 5 minutach dodaj 1 szklankę mąki, sól i masło. Mieszaj aż do połączenia.

Dodaj pozostałą mąkę. Wyrabiaj ciasto przez 5-6 minut na niskiej i średniej prędkości. Ciasto będzie miękkie i gładkie. Lekko posmaruj olejem dużą miskę, włóż ciasto do miski (odwróć, aby wierzch był lekko pokryty olejem), a następnie przykryj miskę folią i pozostaw  do podwojenia objętości (ponieważ używałam drożdży suszonych, u mnie trwało to ok. 60 minut).

Rozgrzej piekarnik do 200 st C. Wyłóż blachę do pieczenia pergaminem.

Przenieś ciasto na precle na czystą powierzchnię roboczą. Podziel ciasto na 8 równych kawałków. Rozwałkuj ciasto na wałek o długości 60 cm. Przekręć wałek do kształtu precla.

Umieść 2-3 precle w kąpieli z sodą. Polej łyżką mieszankę na każdy precel. Pozostaw precle w sodowej kąpieli na 2 minuty (zrobiłam roztwór z podwójnej ilości składników i na patelnię z płynem wykładałam od razu po 4 precle*). Po 2 minutach przenieś precle do przygotowanej blachy do pieczenia. Zanurzaj po kolei wszystkie precle w wodzie z sodą. Posyp je gruboziarnistą solą.

Pozostaw precle na blasze do pieczenia przez 10 minut. 

Las po "kwarantannie"- koniec kwietnia 2020 r. - cz.1.

Las po "kwarantannie"- koniec kwietnia 2020 r. - cz.1.

Izolacja to dla nas wszystkich trudny czas. Wprowadzenie zakazu wstępu do lasu bardzo nas dotknęło i od razu odczuliśmy jego skutki. Trudno nam było funkcjonować, patrząc tylko przez okno. Na szczęście znów możemy chodzić w leśne ostępy, podglądać życie ptaków, cieszyć oczy wiosennymi kwiatami, oddychać świeżym powietrzem i  na dodatek bez maseczki. Cały ubiegły tydzień, co dzień odbywaliśmy długie spacery. Spotykaliśmy widywane o tej porze roku ptaki. Jednak tu jak i w wielu miejscach na łonie natury nic "dwa razy się nie zdarza". Każdy sezon z ptakami jest inny. Każdy napotkany ptak może się już więcej nie pojawić. Jedno jest pewne - ptaków z roku na rok jest co raz mniej. Jest to zauważalne i nie ulega wątpliwościom. Tym bardziej cieszymy się z każdej obserwacji, a jak jeszcze uda się to utrwalić na zdjęciu to już lepiej być nie może.

Robienie zdjęć w lesie to wyzwanie pod wieloma względami. Ptaki są bardzo nieufne, co jest zrozumiałe i niech tak zostanie dla ich bezpieczeństwa. W słoneczny dzień trzeba sobie radzić z plamami słońca i cienia na każdym skrawku powierzchni. Ptaki przeskakując z miejsca na miejsce momentalnie zmieniają siłą rzeczy warunki fotografowania. Gdy nie ma słońca na zdjęciach wychodzi "ziarno", a barwy są niewyraźne. W obecnych warunkach trudne jest podchodzenie do ptaków, a właściwie to mija się z celem. Ściółka jest wysuszona i każdy krok wywołuje ogromny hałas, bo wszystko trzeszczy pod butami. Duża część skrzydlatych stworzeń siedzi wysoko w koronach drzew, które są dla nas nieosiągalne. Chodzimy zwykle wcześnie rano, kiedy ptaki są najbardziej aktywne i jest najmniej ludzi. Światło słoneczne jest jeszcze wtedy dość słabe. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo robienie udanych zdjęć w naturze to ogromne wyzwanie, ale i  szczęście, którego doświadczamy każdego dnia, choć w skromnej ilości. Niech to się nie zmienia. Patrząc na zdjęcia bądźcie wyrozumiali :)

Raniuszki, to ptaki, o sfotografowaniu których marzę od lat. Widywałam je bardzo rzadko i tylko raz czy dwa udało mi się zrobić niezbyt udane zdjęcie. W tym sezonie pojawiła się para, tuż przy drodze. Jednak przylatują dopiero, gdy ściana lasu jest nagrzana przez słońce. Nie ma tu reguł godzinowych, jest łut szczęścia. Nie zawsze je spotykamy. Na dodatek to miejsce bardzo ruchliwe, gdzie jest najwięcej ludzi. Raniuszki zwykle przysiadają na chwilę, ktoś biegnie, idzie lub jedzie na rowerze więc podrywają się, odlatują i tyle. Gdy już zdecydują się powrócić sytuacja się powtarza. Mimo tych trudności zrobiłam kilka zadowalających zdjęć.

Lody mango z imbirem i limonką

Lody mango z imbirem i limonką

Oto idealny deser na upalne dni. Owocowy i lekko pikantny, dzięki dodatkowi imbiru, przypomina smakiem klimat tropikalnych plaż. Dodatek mleczka kokosowego świetnie uzupełnia owocowy aromat. Jeśli macie taki kaprys, posypcie lody wiórkami kokosowymi, albo dodajcie listki mięty. My pozostajemy przy wersji saute... 

Skąd wziąć dobre mango? To dobre pytanie. Niestety małe jest prawdopodobieństwo, że świeży i dojrzały owoc zawita w nasze strony. Dlatego polecam doskonałą alternatywę - pulpę z mango alphonso w puszce, dostępną w sklepach internetowych lub nawet wybranych supermarketach. Zawiera zmiksowany owoc z dodatkiem zaledwie 2-3% cukru. Wiedzcie, że ta rosnąca w Indiach odmiana mango ma przydomek króla tegoż owocu i jest wśród tysiąca odmian uważana za jedną z najsmaczniejszych. 

My mango z Indii wspominamy mile, ale najlepszy owoc jedliśmy na Zanzibarze. Trzy gigantycznej wielkości sztuki, które kupiliśmy na targu za cenę naszych jabłek konsumowaliśmy przez kilka dni jako pożywny lunch. Po sparzeniu skórki wrzątkiem obierałem je, kroiłem i oblizywałem palce z ociekającego soku. Te niezwykłe smaki pamiętam do dziś.

No to do dzieła. Sprawcie sobie przyjemność tym kremowym, aromatycznym deserem, a w dobie izolacji zamknijcie oczy i przenieście się na tropikalne plaże.



Składniki:

500 ml pulpy mango
sok z 2-3 cm korzenia imbiru (w zależności od oczekiwanego stopnia pikanterii)
sok z 1 limonki

4 duże żółtka (lub 5 średnich)
250-300 ml mleczka kokosowego
60 g cukru

Wykonanie:

Są to lody na bazie custard'u. Ucieramy najpierw żółtka. Następnie zagotowujemy mleczko kokosowe z cukrem. Kiedy dochodzi do wrzenia, zestawiamy z ognia. Lekko przestudzamy i wlewamy płyn cienką strużką do żółtek cały czas mieszając. Następnie wlewamy do garnka i przez około 20 minut redukujemy na małym ogniu, cały czas mieszając silikonową łopatką (najlepiej "kręcić ósemki"). Kiedy płyn zgęstnieje, czyli podczas mieszania pojawiać się nam będzie na dłuższą chwilę dno garnka, custard jest gotowy. Zestawiamy go z ognia i wkładamy garnek do zimnej wody, celem przestudzenia.

Wcześniej wyciskamy sok z korzenia imbiru (robię to za pomocą wyciskarki wolnoobrotowej), dodajemy sok z limonki i pulpę z mango. Całość mieszamy. Wstawiamy do lodówki.

Custard dodajemy do mieszanki mango, limonki i imbiru. Mieszamy, by smaki połączyły się. Wstawiamy do lodówki na minimum kilka godzin, najlepiej zaś na noc.

Lody ukręcamy w maszynie do lodów. Jak zawsze najsmaczniejsze są bezpośrednio po przygotowaniu. Lekkie, kremowe, aromatyczne, puszyste - to jedne z naszych ulubionych smaków.
Keks wytrawny - wędzony łosoś, seler naciowy, pistacje i cheddar.

Keks wytrawny - wędzony łosoś, seler naciowy, pistacje i cheddar.

To druga propozycja wytrawnego keksu. Pierwszy był z gruszką roquefortem i orzechami włoskimi - klik. Keks to danie kompletne. Nie wymaga żadnego towarzystwa. Możemy go zjadać jako przekąskę, podać na śniadanie czy przystawkę na obiad lub kolację. Pycha :) Polecamy.


Keks wytrawny z wędzonym łososiem, selerem naciowym, pistacjami i cheddarem.


proporcje na klasyczną keksówkę (ok. 25 cm x 11-12 cm)

I
5 dużych jaj
4,5 łyżki oleju rzepakowego
200 g mleka

II
260 g mąki pszennej
2 łyżeczki proszki do pieczenia
1 łyżeczka soli
pieprz czarny, świeżo zmielony

III
150 g łososia wędzonego na zimno w plastrach, pokrojonego na drobne kawałki
1 łodyga selera naciowego (70-80 g) pokrojonego w drobne plasterki
3 czubate łyżki zielonych pistacji grubo posiekanych
85 g startego sera cheddar (na drobnej tarce)
garść posiekanej natki pietruszki z nacią selera

Jaja ubić i połączyć z pozostałymi składnikami z grupy I. Wymieszać razem składniki z grupy II. Połączyć obie grupy składników w jednolitą masę. Dodać składniki z grupy III. Przygotować foremkę (wykładam ją tylko papierem do pieczenia). Masę wlać do przygotowanej foremki i wstawić do nagrzanego do 180 stopni C piekarnika. Piec 1 godzinę lub do momentu, aż włożony do ciasta  patyczek będzie suchy. Po upieczeniu wyjąć keks na kratkę i ostudzić. 
Chałka - pieczywo wielce pożądane.

Chałka - pieczywo wielce pożądane.

Uwielbiam chałki. Mam sentyment do tego rodzaju pieczywa, bo kojarzy mi się z moim dzieciństwem. Dlatego od czasu do czasu piekę je. Na blogu jest już jeden świetny przepis tu-klik. Ten jest podobny, znalazłam go na stronie King Arthur Flour, amerykańskiej firmy produkującej składniki i akcesoria na potrzeby profesjonalnych i domowych piekarzy. Nie wiem, która chałka jest lepsza, bo oba przepisy są dla mnie doskonałe. Wypiek bardzo udany i będę go powtarzać. Dokładnie to z proporcji, które zrobiłam wyszły mi  dwie sztuki. Przepis oryginalny jest na jedną dużą chałkę, dlatego zamieszczam poniżej obie wersje. Chałkę można zamrażać, dlatego preferują zrobienie 2 szt. Zresztą zawsze mam się z kim taką chałką podzielić :)


Klasyczna chałka


Wersja I - składniki na 2 szt. o długości ok 27-30 cm:
730 g mąki pszennej uniwersalnej
3 jaja
2 łyżeczki soli
170 g letniej wody
110 g oleju roślinnego 
130 g płynnego miodu
1,5 łyżki drożdży instant

dodatkowo na glazurę
1 jajo ubite z 1 łyżką  wody

Wersja II - składniki na 1 dużą szt. 
480 g maki pszennej uniwersalnej
113 g letniej wody
74 g oleju roślinnego
85 g płynnego miodu
2  jaja
1 1/2 łyżeczki soli
1 łyżka drożdży instant

dodatkowo na glazurę j.w.

Wykonanie:


Mąkę przesiać do dzieży miksera. Jeśli robimy ciasto ręcznie to na blat lub stolnicę. Dodać do mąki pozostałe składniki i wyrabiać, aż uzyskamy miękkie  i gładkie ciasto. 
Odstawić ciasto pod przykryciem w dzieży miksera lub misce do wyrośnięcia w temperaturze pokojowej na ok. 2 godziny.

Podzielić ciasto na dwie równe części jeśli robimy ze składników wersji I. Następnie każdą masę na chałkę na odpowiednią ilość równych kawałków. Jeśli robimy tradycyjny warkocz na 3, jeśli chcecie taką chałkę jak na zdjęciu to na 6. Jak zapleść z sześciu kawałków znajdziecie na filmie tu - klik. Każdy z kawałków warkocza zrolować w wałek o długości 20-22 cm. Jeśli podczas formowania wałków ciasto będzie się kurczyć, trzeba dać mu odpocząć na ok. 10 minut pod ściereczką, następnie wznowić czynność. 

Po zapleceniu chałek położyć je na pergaminie i pod przykryciem (np. z dużej foliowej torby) dać im wyrosnąć w pokojowej temperaturze przez ok. 1,5 - 2 godziny. Pod koniec wyrastania rozgrzać piekarnik do 190 stopni C. Wyrośnięte chałki posmarować delikatnie glazurą zrobioną z roztrzepanego jajka i łyżki wody i wstawić do nagrzanego piekarnika. Po ok. 20 minutach sprawdzić, czy chałki robią się brązowe, jeśli tak to trzeba je przykryć folią aluminiową i kontynuować pieczenie przez kolejne 10-15 minut. Następnie wyjąć je z piekarnika i ostudzić na kratce. Smacznego!

Park Narodowy Golden Gate Highlands w RPA. Raj dla miłośników natury i trekkingów.

Park Narodowy Golden Gate Highlands w RPA. Raj dla miłośników natury i trekkingów.

Los sprawił, że tuż przed stanem epidemicznym udało nam się jeszcze odbyć arcyciekawą, trzytygodniową podróż po RPA. Taki roadtrip z Johannesburga do Kapsztadu.

Kiedy przywołujemy nazwę Golden Gate, zwykle myślimy o słynnym moście w San Francisco. My znaleźliśmy miejsce o tej nazwie na innym kontynencie, w innym kraju. W Południowej Afryce.

Makaronowa rolada ze szpinakiem, dynią piżmową i serem ricotta

Makaronowa rolada ze szpinakiem, dynią piżmową i serem ricotta

Niedawno w jednej ze stacji telewizyjnych trafiłem na ciekawy program, w którym Jamie Oliver objeżdżał kolejne rejony Włoch i czerpał z tradycji kucharzy i kucharek amatorów. Zwykle były to osoby w zaawansowanym wieku, pamiętające jeszcze lata wojny i powojennej biedy, ale pełne entuzjazmu, radości i czerpiące pełnymi garściami z wieloletnich doświadczeń. 

Postanowiłem sięgnąć po jedną z książek Jamie'go, która ma już swoje lata i znalazłem tam coś co z prostego dania makaronowego przybrało inną, niespotykaną dla mnie wcześniej formę. Bardziej wykwintną, choć wykorzystującą proste składniki. Niby troszkę przypomina canelloni, ale sposób jego wykonania i charakter potrawy jest zgoła inny.  Wymaga nieco pracy, lecz warto jej się podjąć, bo ostateczny efekt może zaskoczyć.


Rotolo di zucca a ricotta, czyli wegetariańska makaronowa rolada


Składniki (2-3 porcje):

na makaron:
ok. 180-200 g mąki
2 jajka
łyżeczka oleju

na nadzienie:
400 g świeżych liści szpinaku
mała cebula
dwa duże ząbki czosnku
5-6 suszonych pomidorów
oregano
masło klarowane
sól, pieprz

150 g dyni piżmowej
łyżeczka nasion kopru włoskiego
łyżeczka ziaren kolendry
suszona papryczka ostra
łyżka oliwy
sól, pieprz

100 g ricotty

2 łyżki masła
świeże gałązki tymianku lub szałwi

tarty parmezan lub gran padano

Przygotowanie:

Zaczynamy od dyni, którą kroimy na drobne kawałki, mniej więcej 1,5 x 1 cm. W moździerzu rozcieramy koper włoski, ziarna kolendry i sporą suszoną ostrą papryczkę. Pokrojoną dynię rozkładamy na blasze, posypujemy przyprawami, doprawiamy solą i pieprzem, polewamy oliwą, mieszamy i pieczemy w temperaturze 200 C przez około 25-30 minut. Ja oczywiście upiekłem całą dynię, której tylko niewielką część wykorzystałem do naszego dania. Reszta zaś będzie składnikiem innego posiłku.

Wyrabiamy ciasto na makaron, po czym odkładamy przykrywając by odpoczęło. Wrócimy do niego później, rozwałkowując (lub używając maszynki do makaronu). Moja ma ok. 15 cm szerokości, więc przygotowałem 4 płaty o wymiarach 23 x 15 cm. Mają one grubość nieco większą niż typowy makaron tagliatelle. 

Siekamy drobno czosnek i cebulę. Podsmażamy w partiach na maśle klarowanym, dodając po kilku chwilach szpinak. Robimy to w partiach, bo ilość liści jest ogromna. Doprawiamy sporą ilością oregano, solą i pieprzem. Do każdej partii dodajemy suszone pomidory. Gotowy szpinak odkładamy.

Pozostaje nam złożenie dania przed gotowaniem.

Rozkładamy bawełniana ściereczkę. Na niej układamy dwa plastry makaronowe, łącząc je za pomocą wody na grubości około 2-3 cm. To ważne, żeby podczas zwijania rolada nam się nie "rozeszła".

Kilka centymetrów od początku plastra układamy upieczone kawałki dyni, jak na poniższym zdjęciu. Następnie nakładamy połowę szpinaku, tak aby ostatnie 5 cm plastra makaronu było puste. Następnie nakładamy spore kawałki ricotty. To ważne, by nie były zbyt drobne, bo będą ładnie prezentować się w ostatecznym daniu oraz dopełnią efektu smakowego.


Zwijamy naszą roladę. Pierwsza "zakładka" odseparuje kawałki dyni i sprawi, że znajdą się one po środku rolady. Następnie zwijamy resztę, pamiętając by za mocno jej nie ściskać. Ma być zwinięta "neutralnie" bez użycia siły.


Boki rolady zaklejamy w taki sposób jak na zdjęciu, przy użyciu wody. To zagwarantuje nam, że nadzienie nie wyjdzie na zewnątrz.


Z podanej ilości składników przygotujemy dwie rolady. Gotową do ugotowania, zawiniętą w ściereczkę, z końcówkami ściśle zawiązanymi sznurkiem widać na drugim planie.


Obie rolady gotujemy w garnku z osoloną wodą na małym ogniu przez 20-25 minut. Aby nie wypływały w trakcie gotowania, można je przycisnąć od góry talerzem. Jeśli macie większy garnek lub brytfannę, możecie pokusić się o przygotowanie odpowiednio dłuższej rolady.

Tak oto wygląda nasza rolada bezpośrednio po ugotowaniu i odwinięciu ze ściereczki. Jest gotowa do pokrojenia.


W międzyczasie na małej patelence roztapiamy masło. Wrzucamy kilka gałązek tymianku lub szałwi, które smażymy przez chwilę.

Kroimy rolady na kawałki grubości ok.3 cm. Podajemy na talerzu posypując parmezanem i skrapiając talerz stopionym masłem z ziołami.


Smacznego.