Mauritius - wyspa z archipelagu Maskarenów.

Mauritius przeciętnemu Europejczykowi kojarzy się z pięknymi, tropikalnymi plażami, koszmarnie drogimi hotelami all inclusive, w których bogate towarzystwo raczy się do woli kolorowymi drinkami na bazie rumu i konsumuje wina do wykwintnych kolacji pełnych dań z ryb i owoców morza. 



Można jednak inaczej…


Można wybrać się tam bez pośrednictwa biur podróży zamykających turystów w luksusowych enklawach. Wystarczy wykazać się zmysłem łowieckim polując na ciekawe oferty przewoźników. Przoduje w nich Air France, zwłaszcza na początku roku. Nie wiem dlaczego. Może z powodu francuskich korzeni wyspy. Francuzi bowiem kontrolowali ją w XVIII wieku po wcześniejszej kolonizacji Portugalczyków i Holendrów. Na miejscu czekają pensjonaty, lokalne hotele, niedrogie restauracyjki z doskonałym kreolskim jedzeniem, ocean mieniący się niezwykłymi barwami, bogata fauna i flora.

Mauritius jest na tyle niewielki, że kilka dni eksploracji wystarczy, by dokładnie spenetrować jego wnętrze. Resztę czasu można spędzić odpoczywając na plaży, nurkując na rafach koralowych, integrując się z etniczną ludnością lub kosztując przysmaków kuchni kreolskiej. Oto kilka reminiscencji z pięknego Mauritiusu.



Spacer zaczynamy od najstarszych na południowej półkuli ogrodów botanicznych Pamplemousses, położonych w pobliżu stolicy wyspy Port Louis, znanych głównie z gigantycznych wodnych lilii i 85 gatunków drzew palmowych z całego świata...

... oraz lokalnych mieszkańców, gigantycznych trzystu kilogramowych żółwi ...














... 
choć najbardziej znanym zwierzęciem z wyspy pozostaje ptak, nielot dodo. Dziś można go oglądać niestety tylko wypchanego w Muzeum Dodo w Port Louis czy Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Zgłodniali mieszkańcy wyspy wytrzebili ptaka racząc  się jego smacznym mięsem.


Częstymi gośćmi są tu dzieci z okolicznych szkół, którym taka forma nauki służy lepiej niż siedzenie w szkolnej ławce.




Na północnym krańcu wyspy spotykamy Notre-Dame Auxiliatrice, niewielki kościółek wybudowany na cześć ludzi morza, których statki rozbiły się na tutejszych rafach.
Stąd już niedaleko do zupełnie pustej, porośniętej kazuarynami plaży Mont Choisy. To świetne miejsce, by zrelaksować się i raczyć widokiem gór wyrastajacych w centrum wyspy. W weekendy plaża zapełnia się hinduskimi rodzinami, a to oznacza bonus w postaci kilku straganów ze świeżymi hinduskimi i kreolskimi przysmakami.


Ile aux Cerfs, czyli Wyspa Jeleni we wschodniej części Mauritiusu zachwyca niezwykle przejrzystą wodą i białym piaskiem, a przyjemny wodospad daje orzeźwienie i przerywa wszechobecną ciszę.  




W południowo-zachodniej części wyspy nad okolicznymi plażami góruje Le Mont Brabant, półwysep i góra wznosząca się na 556 m n.p.m. To tu w XIX wieku chronili się niewolnicy uciekający z plantacji trzciny cukrowej. Tutaj też w 1835 roku miał miejsce ich dramat kiedy widząc zbliżające się oddziały wojska rzucili się do morza. Żołnierze zaś zostali wysłani, by ogłosić zbiegom koniec okresu niewolnictwa na wyspie.


Z nadmorskich okolic ruszamy do centrum wyspy, odwiedzając niezwykłe formacje geologiczne tworzące piaskowe wydmy o siedmiu kolorach...
 

... wodospady Chamarel


i zielone połacie Wąwozów Black River. Dziś te rejony stanowią jedyną zalesioną część Mauritiusu. Większość zasobów leśnych wycięto, przygotowując teren pod uprawy trzciny cukrowej.


Okolica znana jest z upraw kawy, my jedank udajemy sie na popołudniową herbatkę. Największym producentem na wyspie jest firma Bois Cheri, której plantacje założono pod koniec XIX wieku.




Wracamy nad ocean mijając zachwycające swymi kształtami pasmo górskie Moka.






To czas, kiedy można zacząć biesiadę przy ostatnich promieniach zachodzącego słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz