Barwy Prowansji - Rousillon.
Dziś zabieramy Was do Roussillon - stolicy ochry.
Jedziemy sobie zatem przez okoliczne lasy sosnowe i nagle naszym oczom ukazują się takie oto widoki.
Jedziemy sobie zatem przez okoliczne lasy sosnowe i nagle naszym oczom ukazują się takie oto widoki.
Czerwona pustynia?
Bladoróżowe i brązowe leśne klify?
Czerwone kopce termitów?
Przyznam, że zaskoczenie nasze jest troszkę udawane, bo wiemy gdzie zmierzamy. Choć wcześniej oglądane zdjęcia nie mogły konkurować z tym, co zobaczyliśmy na żywo, to wiedzieliśmy mniej więcej co nas czeka. Skąd ta ekspresja barw?
To wynik osadzania się tlenków żelaza w piaszczystej glebie. Miliony lat temu ta prowansalska kraina znajdowała się pod wodą. Ale dlaczego efekt ten wystąpił tutaj, a nie w innych miejscach? Właściwie do końca nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że pewien jegomość znany jako Jean-Etienne Astier, badał właściwości ochry i zaczął ją z sukcesem pozyskiwać na skalę przemysłową w XVIII wieku. Ochra to nieorganiczny pigment o barwie żółtawej, czerwonej, purpurowej, brązowej....
Ludziom znana jest od lat. Kiedyś używano ją do barwienia ciała w czasie rytualnych obrzędów, czy do wykonywania naskalnych malowideł. Z naszych czasów pamiętamy ją jako naturalny barwnik stosowany przy produkcji farb, w garncarstwie, w budownictwie... Wydobycie materiału spowodowało powstanie klifów i formacji o niezwykłych kształtach. Dziś kamieniołomy są już puste. Syndrom naszych czasów. Bardziej konkurencyjne cenowo są bowiem pigmenty syntetyczne, a te naturalne odchodzą w przeszłość. Są jednak miejsca gdzie się je nadal pozyskuje.
Roussillon zapomniało o wydobyciu ochry pod koniec lat siedemdziesiątych. Przemysł zastąpiła turystyka. Można dziś udać się na wędrówkę specjalnie przygotowanymi szlakami podziwiając okoliczne widoki. Spacer taki jest nader przyjemny, bo natura wynagradza jego trudy pięknymi pejzażami.
Zmieniają się jak w kalejdoskopie. Co kilka kroków odkrywają się wyrzeźbione ręką ludzką, a może ręką natury coraz to nowe, kolorowe kształty...
... które przy bliższym spotkaniu kojarzą się z jakimiś tajemniczymi istotami.
Wędrówka i widoki to jedno, historia i edukacja to drugie. Trafiamy do byłej fabryki pigmentów pozyskiwanych z okolicznych skał. Prowadzona niegdyś przez Camile Matthieu, byłego pracownika i mera Roussillon, została odrestaurowana i udostępniona do zwiedzania. Miedzy 1921, a 1963 rokiem produkowała około 1000 ton ochry rocznie.
Przedstawiony jest tam cały ówczesny proces produkcji. W byłych laboratoriach przechowywane są barwniki, które ukazują różnorodność kolorów uzyskiwanych ze skał z okolicznych kamieniołomów.
A w magazynach wciąż przechowuje się gotowe do użycia ochrowe barwniki. Choć na pewno nieco przeterminowane.
Rzut beretem od byłych kamieniołomów leży miasteczko Roussillon. Tu najlepiej widać wpływ okolicznych "bogactw". Wiele ścian domów jest bowiem pomalowana z użyciem lokalnych pigmentów. Idąc wąskimi uliczkami trafiamy na sam szczyt wzgórza, skąd roztacza się pejzaż okolicy. Jednakże najbardziej spektakularny jest widok miasteczka z drogi. Widać tam panoramę okolicy i ochrowe klify porośnięte w części zielonymi połaciami drzew.
Tyle wspomnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz