Przylądek Dobrej Nadziei - kraniec Czarnego Lądu.

Nowy Rok to jak najbardziej właściwy moment , żeby "zabrać" Was na Przylądek Dobrej Nadziei do RPA. Niewiele jest miejsc na świecie o tak pozytywnej nazwie. 



Pierwotna była jednak zupełnie inna - Przylądek Burz. Nazwał go tak Bartłomiej Dias (Diaz) uważany  za pierwszego Europejczyka, który dotarł do tego miejsca. Ponieważ wyprawa Diasa była "kamieniem milowym" w poszukiwaniu drogi morskiej do Indii i jednym z najważniejszych wydarzeń wielkich odkryć geograficznych Portugalczyków, to król Portugalii Jan II Doskonały zmienił nazwę przylądka na bardziej optymistyczną. Bez wątpienia kolejna wyprawa Vasco da Gamy i dotarcie do Indii zapewniła Portugalczykom lata prosperity oparte na utrzymaniu wyłączności na tej trasie.
Dawana nazwa przylądka oddaje specyfikę tego miejsca. Podobno piękna pogoda nie jest tu często spotykana. My w tym względzie mieliśmy wielkie szczęście.
Na Przylądek Dobrej Nadziei dojechaliśmy samochodem, trudno tam dotrzeć w jakiś inny sposób. Wnieśliśmy stosowną opłatę, bo cały obszar to rezerwat przyrody będący częścią Parku Narodowego Góry Stołowej.

 

Dzięki pięknej pogodzie mogliśmy bez przeszkód nacieszyć się widokami Zatoki Fałszywej, której najbardziej znanymi "mieszkańcami" są rekiny-żarłacze białe. To głównie z ich powodu można zobaczyć przy brzegach oceanu (w drodze na przylądek) wybudowane baseny do których przelewa się woda i w których można się kąpać nie myśląc o tym, że można stać się rekinim posiłkiem.


Powietrze i wody oceanu są w tej okolicy niezwykle czyste.  Można wśród wielu gatunków roślin spotkać endemiczne, nie występujące nigdzie indziej. Dominuje tu fynbos czyli roślinność niska, karłowata i dobrze znosząca suchy klimat.


Jedziemy do celu. Po drodze mijamy rozjazd i kierujemy się najpierw na Cape Point czyli Punkt Przylądkowy.


To najdalej wysunięty ląd w tym krańcu Afryki. Kiedyś błędnie uznawano go z najdalszy południowy punkt kontynentu, a w rzeczywistości jest nim Przylądek Igielny położony z tego miejsca ok. 150 km na południowy wschód.


Postanawiamy wjechać na wierzchołek Cape Point  kolejką  Flying Dutchman, bo różnica wysokości jest niemała.




Na szczycie stoi latarnia morska z 1860r.


Z góry widać drogę, którą przyjechaliśmy oraz dwa oceany- po lewej Atlantyk, po prawej Ocean Indyjski.


Na szczycie Cape Point dociera do nas jak wielkie odległości dzielą nas od domu...


 i że tam....za tym cyplem jest już tylko Antarktyda...


Schodzimy w  dół patrząc na położoną nad Atlantykiem białą plażę Diasa oraz Przylądek Dobrej Nadziei/ Cape of Good Hope do którego niebawem dotrzemy.


Atlantyk jest tu wyjątkowo urokliwy.


Na Przylądku Dobrej Nadziei nie jesteśmy sami. Towarzyszą nam pawiany Chacma.


 Są bardzo sprytne i chętnie dobierają się do pozostawionych na parkingu samochodów. Byliśmy świadkami jak pawian wpadł na tył samochodu, w którym siedział kierowca, ale drzwi z tyłu vana zostały niezasunięte. Pawian złapał różne rzeczy i wyskoczył z samochodu. Na odzyskanie nie było szans...


Oglądaliśmy niedawno wyprodukowany w 2011 roku serial dokumentalny  o pawianach Chacma, składający się z ośmiu odcinków. Narratorem w filmie był brytyjski komik Bill Bailey, a sam film opowiadał losy trzech rodzin pawianów przylądkowych żyjących  właśnie w tym rejonie. Pokazywał niezwykłe  zdolności pawianów, ich skomplikowane życie społeczne i to jak współżyją na jednej przestrzeni z ludźmi. Szczerze powiedziawszy nie chciałabym być narażona na ich wizyty w domu i jego obejściu ;)


Pamiętam też ten niesamowity widok. Patrzący na ocean struś. Podejrzewamy, że nad wodę sprowadził go zew natury i chęć uzupełnienia minerałów.


Już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy do tego miejsca tęsknić, patrząc na przeciwległy brzeg Zatoki Fałszywej gdzie zaczęliśmy swoją południowoafrykańską przygodę od spotkania z pingwinami...ale o tym innym razem ;)



WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM 2014 ROKU, REALIZACJI POSTAWIONYCH CELÓW, SZCZĘŚLIWEGO DOCIERANIA DO ODLEGŁYCH PRZYLĄDKÓW  I UDANEJ 'ŻEGLUGI" PO OCEANIE RZECZYWISTOŚCI.



A  tu przypominamy posta z początkiem Chińskiego Nowego Roku, który obchodziliśmy w Singapurze w 2013 r.
http://www.akacjowyblog.blogspot.com/2013/07/ananas-i-singapur-na-poczatku.html


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz