Rio de Janeiro czyli Styczniowa Rzeka w Brazylii.
Był 1 stycznia roku 1502, kiedy portugalskie okręty wpłynęły na akwen, który wydawał się ujściem dużej rzeki. Amerigo Vespucci, a może Gaspar de Lemos, czy Gonzalo Coelho, być może oni wszyscy, nie wiedzieli, że była to oceaniczna zatoka. Cóż, nawet wielcy odkrywcy mają prawo się pomylić. Nazwali to miejsce Rzeką Styczniową, no bo jak inaczej mieli uhonorować miejsce, do którego przybyli w Nowy Rok. Nie chcieli dokonać kolonizacji i tym samym wejść w konflikt z Indianami Tamoio, zamieszkującymi tereny wzdłuż zatoki.
Nie od dziś mówi się o nim - najpiękniejsze miasto świata. Patrząc na pocztówki opinia się potwierdza.
Rio zapamiętaliśmy przez impresje, które do dziś żyją w naszych umysłach.
Obserwowaliśmy statuę Chrystusa Zbawiciela (Cristo Redendor) z basenu położonego na dachu hotelu.
Zbudowany na szczycie ponad siedemset metrowego Corcovado trzydziestometrowy pomnik Zbawiciela odwiedziliśmy jadąc najpierw taksówką przez tropikalną dżunglę Parku Narodowego Tijuca, a potem ... schodami ruchomymi na szczyt wzgórza. Widoki oszołamiały. Zwłaszcza, że byliśmy je w stanie podziwiać przed i po zachodzie słońca.
Jednakże nierozstrzygnięty zostaje konkurs na najlepszy pejzaż miasta. W końcu po drugiej stronie Rio nad okolicą góruje Pao de Acucar, Głowa Cukru, która oferuje najlepsze widoki na ... Corcovado, ale też okoliczne plaże, Baia de Guanabara ze skalistymi wyspami w tle i miejskie dzielnice. Tam również delektowaliśmy się popołudniowym i rozświetlonym wieczornym krajobrazem. Cała przyjemność to podziwianie Rio z różnych perspektyw o różnych porach dnia.
Obserwowaliśmy statuę Chrystusa Zbawiciela (Cristo Redendor) z basenu położonego na dachu hotelu.
Zbudowany na szczycie ponad siedemset metrowego Corcovado trzydziestometrowy pomnik Zbawiciela odwiedziliśmy jadąc najpierw taksówką przez tropikalną dżunglę Parku Narodowego Tijuca, a potem ... schodami ruchomymi na szczyt wzgórza. Widoki oszołamiały. Zwłaszcza, że byliśmy je w stanie podziwiać przed i po zachodzie słońca.
Ponad trzykilometrowe plaże Copacabana i Ipanema dzieli Park Garota.
Obie bezwzględnie są idealnymi miejscami, by obserwować lokalnych mieszkańców, Carioca, uprawiających jogging, jeżdżących na rowerach, grających w piłkę nożną, czy siatkówkę na plaży. Kiedy ogląda się ich zaciętą rywalizację na piasku nie dziwi fakt, że Brazylijczycy dominują w obu dyscyplinach. Rzadko kto doświadcza kąpieli w oceanie, bo zdradliwe fale są w stanie porachować kości, przeczołgać człowieka po dnie lub wręcz zabrać nieszczęśnika w otchłań morskiej kipieli. Nam trudno było zrezygnować z tej atrakcji i z całym szacunkiem dla siły natury zanurzaliśmy się w wodnej pianie, traktując kąpiel bardziej w kategoriach masażu ciała. Ci, którym znudził się sport odpoczywali w niezliczonych barach "pożywiając" się caipirinhą, cachacą, czy szklanką piwa lub fantastycznymi sokami z owoców tropikalnych. Te ostatnie stały się dla nas kulinarnym odkryciem Brazylii. Ich różnorodność zachwyca i daje możliwość odkrywania co raz to nowych smaków. Trzeba pamiętać, że wiele owoców pochodzi prosto z Amazonii i tym bardziej jest dla nas nieznaną, egzotyczną atrakcją.
Plaże Rio to fenomen kulturowy i jednocześnie ... wentyl bezpieczeństwa. Demokratyczny dostęp biedoty z okolicznych faweli i bogatych mieszkańców powoduje rozładowanie emocji wokół społecznego rozwarstwienia. Wszyscy bowiem mają jednakową możliwość korzystania z nich i czerpania radości z wody i słońca. Bo Copacabanę i dzielnicę faweli dzieli dziesięciominutowy spacer.
Rzadko zdarza się, żeby w dużym mieście z plaży nad jezioro było kilkaset metrów. W Rio z Ipanemy nad Lagoa Rodrigo de Freitas można przejść w kilka minut. Nad ogromnym akwenem w środku miasta spotykamy truchtających mieszkańców i rowerzystów, którzy trenują na ponad siedmiokilometrowej ścieżce okalającej jezioro. Wzorem plaż są też zwolennicy piwa czy Caipirinhi. Załóżmy, że są to esteci podziwiający uroki jeziora lub ornitolodzy obserwujący ptasie bogactwo. Są też ci, którzy okolicę podziwiają z łódek, które można wypożyczyć na każdym kroku.
Ale Rio to nie tylko plaże i góry. Ze śródmieścia wyrusza bondinho, czyli tramwaj z otwartymi po bokach wagonami. Jedzie do Santa Teresa, która jest nie od dziś uważana za mekkę wrażliwych na piękno artystów oraz bogaczy. Tych, którzy blisko centrum, w spokojnej okolicy ulokowali swoje rezydencje. Najbardziej niesamowitym odcinkiem jest przejazd akweduktem Carioca zwanym też Arco da Lapa. Dawniej transportował wodę z gór do centrum miasta, a pod koniec XIX wieku został przebudowany na wiadukt, po którym zaczęły kursować tramwaje.
Dzielnica Santa Teresa jest oazą spokoju. Pod koniec XVIII wieku, kiedy wybuchła epidemia żółtej febry uciekało tu wielu mieszkańców miasta, by schronić się przed chorobą. Miejsce to gwarantowało izolację oraz ciut chłodniejszy klimat. Dziewiętnasty wiek przyniósł modę na mieszkanie w tej okolicy. Dziś Santa Teresa spogląda z góry na centralne Rio, dzięki czemu gwarantuje spokój, oszałamiające widoki, ale też relatywną bliskość centrum miasta.
Podobnie spokój jest atutem ogrodów botanicznych położonych u stóp góry Corcovado. Założone przez portugalskiego króla Johna VI, prezentują na 54 hektarach około 6500 gatunków roślin, w tym wiele zagrożonych. Dla nas jest to jeden z trzech najpiękniejszych ogrodów na świecie.
Rio de Janeiro jest miastem ogromnym, ale nie przytłacza swym rozmiarem, mimo dziesięciu milionów ludzi przemieszczających się dzień w dzień jego ulicami.
Rankiem obserwowaliśmy wychodzących z metra ludzi ustawiających się w kolejce na przystanku autobusowym. Byliśmy zaskoczeni, że ten temperamentny naród jest w stanie funkcjonować w sposób tak zorganizowany. Mimo, że sporo mówi się o zagrożeniach związanych z bezpieczeństwem, nasze doświadczenia wskazywały na gościnność i opiekuńczość mieszkańców, którzy na każdym kroku starali się pomagać nam znaleźć szukane przez nas miejsce.
Tak było choćby w przypadku naszej wizyty na Maracanie, gdzie ludzie "przekazywali" sobie nas w autobusie, metrze, wreszcie idąc pieszo ulicami przedmieścia, byśmy bezpiecznie dotarli do słynnego stadionu. W końcu odwiedziliśmy miejsce, które w tym roku będzie główną areną Mistrzostw Świata. Bez wątpienia mając w głowie obrazy miasta i wspomnienie jego mieszkańców będziemy sercem kibicować drużynie Brazylii.
Rankiem obserwowaliśmy wychodzących z metra ludzi ustawiających się w kolejce na przystanku autobusowym. Byliśmy zaskoczeni, że ten temperamentny naród jest w stanie funkcjonować w sposób tak zorganizowany. Mimo, że sporo mówi się o zagrożeniach związanych z bezpieczeństwem, nasze doświadczenia wskazywały na gościnność i opiekuńczość mieszkańców, którzy na każdym kroku starali się pomagać nam znaleźć szukane przez nas miejsce.
Tak było choćby w przypadku naszej wizyty na Maracanie, gdzie ludzie "przekazywali" sobie nas w autobusie, metrze, wreszcie idąc pieszo ulicami przedmieścia, byśmy bezpiecznie dotarli do słynnego stadionu. W końcu odwiedziliśmy miejsce, które w tym roku będzie główną areną Mistrzostw Świata. Bez wątpienia mając w głowie obrazy miasta i wspomnienie jego mieszkańców będziemy sercem kibicować drużynie Brazylii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz