Indie - Udaipur.



Pamiętacie „Ośmiorniczkę”?
James Bond płynie w przebraniu krokodyla po jeziorze Pichola do Taj Lake Palace, jednego z najbardziej luksusowych hoteli Indii. Ma tam zdemaskować kobietę podejrzaną o kradzież jednego z jaj Faberge.


My też płynęliśmy łodzią. Tyle, że bez przebrania. Taj Lake Palace mineliśmy w bezpiecznej odległości. James Bond pewnie dawno już wyjechał. Kobieta od jaja - tym bardziej. Pałac wydał nam się niezwykle uroczy i romantyczny, tyle, że nie na naszą kieszeń. Ale jak można nie zakochać się w widoku białej budowli na środku jeziora z purpurowymi wzgórzami Aravali w tle…


Udaipur to według wszystkich przewodników najbardziej romantyczne miasto Indii. Potwierdzam. że romantyczne. Czy najbardziej? Trudno powiedzieć, bo wszystkich nie odwiedziliśmy.


Założone w 1568 roku przez Maharadżę Udai Singh II zostało stolicą regionu Mewar, południowo-wschodniej części Radżastanu. Narażone było na inwazje Mogołów i Marathów aż do interwencji brytyjskiej w XIX wieku.


Dobijamy do wyspy Jagmandir. To niecały kilometr na południe od wspomnianego luksusowego hotelu. Tu maharadża Jagat Singh zbudował niewielki pałac w 1620 roku.


Dziś został przekształcony w hotelik, który udostępnia się w dzień do zwiedzania turystom. W nocy - też nie jest na naszą kieszeń. Goście hotelowi odnajdą intymną atmosferę wieczorem, bo mieszkańcy zaledwie siedmiu pokoi raczej nie zakłócą sobie spokoju. Na razie akceptują naszą obecność, my zaś korzystamy ze spaceru wśród pałacowych przestrzeni. 

Jednak najbardziej spektakularną budowlą w Udaipurze jest City Palace. Zbudowany na stałym lądzie oferuje piękne widoki na jezioro i wyspy.


Pyszni się dziesiątkami wieżyczek, kopuł, balkoników. Ten 250-metrowy gmach o wysokości ponad trzydziestu metrów jest największym z pałaców Radżastanu.


Jego budowę rozpoczął założyciel miasta, a kontynuowali kolejni maharadżowie. Trzeba przyznać, że mieli gust i sporo pieniędzy.


Zwiedzanie pałacu zajmuje nam pół dnia.

 
   
Trudno oderwać się od spektakularnych, pałacowych komnat, mieniących się różnymi kolorami,


ale też widoków miasta i okolicy, które można podziwiać z licznych tarasów.


Udaipur to jednak głównie ludzie.


Towarzyszyli nam w codziennych spacerach.


Skoncentrowani na codziennych czynnościach nie przejmowali się  się specjalnie naszą obecnością.


O poranku kobiety zajmowały się praniem.


Mężczyźni zaś skupiali się na wytwarzaniu wszelakich dóbr.



  
Były też zwierzęta. Pojawiały się jakby znikąd w trakcie posiłków. budząc naszą radość, zaś nieprzychylność kelnerów, którzy na co dzień muszą radzić sobie z ich łakomstwem. I brakiem napiwków.


Niektóre zwierzątka na równi z nami podziwiały architektoniczne cudeńka miasta.


Inne, znużone wszechobecnym pięknem, koncentrowały się na relaksie w promieniach słońca.


Nasze kulinarne doświadczenia w Udaipurze nie ograniczyły się li tylko do degustacji kolejnych curry, czy masali. Postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i odwiedziliśmy Shashi, z którą w trakcie kilkugodzinnej sesji gotowaliśmy tradycyjne hinduskie dania.


Efektem była uczta potwierdzająca, że wśród najbardziej aromatycznych kuchni hinduska nie ma sobie równych.



A Shashi pokazała nam nie tylko klasyczne przepisy, ale nauczyła technik, które jesteśmy w stanie wykorzystać w naszej kuchni.


Jedynie bolejemy czasem nad brakiem niektórych świeżych składników.

Udaipur jest niezwykłym miastem. Niby duży, a w wielu miejscach człowiek czuje się jak na wsi.


Niby zatłoczony, a łatwo uciec od tłumu, nawet blisko centrum.


Magia Udaipuru jest wszechobecna. Swoje apogeum osiąga, gdy słońce znika za odległymi wzgórzami Aravali. To czas posiłku, który kontemplowany w towarzystwie ukochanej osoby zniewala. Smakiem, zapachem i krajobrazem. Choćby takim jak z tarasu naszego guest house'u.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz