Matjiesfontein - podróż w przeszłość - 195 mil na północny wschód od Cape Town.

Kiedy wczesnym rankiem opuszczaliśmy Cape Town nie było nam smutno. Wiedzieliśmy, że musimy wrócić. W końcu mieliśmy stąd lecieć do domu. Wcześniej jednak czekało nas kilka tysięcy kilometrów jazdy przez drogi i bezdroża Republiki Południowej Afryki. Pierwszego dnia planowalismy przejechać 700 kilometrów. Zastanawialiśmy się, czy jest to możliwe, zwłaszcza że po drodze mieliśmy zatrzymać się to tu, to tam. Prosta, pusta, równa, asfaltowa droga rozwiała nasze wątpliwości.


Po pokonaniu jednej trzeciej odległości zawitaliśmy w niezwykłym miejscu. Matjiesfontein. 195 mil od Cape Town.


Nie mogliśmy uwierzyć, że ktoś założył miasteczko na takim pustkowiu. Równie nierealnym widokiem był stojący na stacji, luksusowy "Pride of Africa" należący do Rovos Rail. Mieliśmy szczęście, bo gości on zaledwie dwa razy w tygodniu na dwugodzinny postój.




Pociąg wiózł bogatych klientów do Cape Town, z którego my ledwo co wyruszyliśmy. Goście zwiedzali okolicę, my zaś dzięki usłużnemu konduktorowi zobaczyliśmy ekskluzywne wnętrza pociągu.


Nie omieszkaliśmy zajrzeć do salonki z łazienką.

  

Była to jedyna w swoim rodzaju okazja, bo podróż za 20.000 złotych od pary w Royal Suite zdecydowanie rozmijała się z naszym budżetem. Nawet jeśli do biletu dodawali flaszkę Amaruli gratis.




Cofamy się o półtora wieku, kiedy to w 1857 roku w niewielkim szkockim miasteczku Berwickshire przyszedł na świat James Logan. Już jako młodziak czuł się dzieckiem ery industrialnej. Od pół wieku budowano bowiem fabryki, linie kolejowe, pojawiały się tu i ówdzie nowoczesne maszyny parowe.

Młody Logan zaczął pracę jako urzędnik na brytyjskich kolejach, ale marzył o podboju świata. Jego wybór padł na Australię. Zaokrętował na statek, ale nigdy nie dotarł w miejsce swego przeznaczenia. Statek skończył swój żywot na skałach w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei.

Szczęśliwie James nie tylko ocalał, ale szybko najął się jako tragarz na nowo wybudowanej stacji kolei przylądkowej w Cape Town.  W końcu posiadał wcześniejsze doświadczenie w pracy na kolei. Szybko awansował na zawiadowcę stacji, dzięki czemu poznawał możnych i wpływowych podróżnych. Kontakty pozwoliły objąć mu stanowisko superintendenta, dzięki czemu obserwował rozwój regionu, by w końcu zbudować własny biznes. Linia kolejowa z Cape Town dotarła do Kimberley, miasta słynącego z wydobycia diamentów. Po drodze przebiegała przez rozgrzane letnim słońcem i zmrożone zimowymi porankami okolice półpustynnych bezkresów Karoo.


Tylko szaleniec mógł mysleć, że uda się tam sprowadzić bogatych na relaks i odpoczynek. James Logan miał jednak w głowie pomysł, który chciał zrealizować kupując za jedyne 400 funtów ogromny kawał ziemi w "miejscu zwanym Matjiesfontein". Jaką miał motywację? Zbudowano tu stację kolejową w drodze na północ. Do tego była tu rzadka na tym obszarze woda, która pozwoliła stworzyć prawdziwą oazę, zielony ogród wśród półpustynnych przestrzeni.




Logan postawił nowocześnie wyposażony dom. Zafundował sobie między innymi pierwszą w RPA spłukiwaną toaletę.


Czym prędzej zabrał się za budowę hotelu. W międzyczasie zaczął promować miejsce jako modne uzdrowisko dla ludzi cierpiących na choroby płuc.


Czyste powietrze, bogata roślinność, cisza, spokój, woda i bezpośredni dojazd pociągiem z Cape Town szybko rozsławiły miasteczko wśród możnych tego świata. Powstało modne, wiktoriańskie spa, które przyciągało dobrym serwisem i oryginalnością.



W 1889 roku ukończono budowę hotelu. W ciągu roku odwiedziło go mnóstwo VIP-ów, poczynając od Randolpha Churchila, ojca Winstona, przez Duka Hamiltona, przedstawicieli brytyjskiej arystokracji, skończywszy na Sułtanie Zanzibaru. Ten pierwszy lubił polowania i podobno do dziś nie zwrócił pożyczonego myśliwskiego psa. Niedługo później,  w trakcie wojny anglo-burskiej hotel przekształcono w szpital militarny, a na okolicznej ziemi stacjonowało 10.000 żołnierzy i 20.000 koni. Dwukondygnacyjny Lord Milner Hotel pozostał świadkiem tamtych czasów, przyjmując gości chętnych spędzić noc na odludziu, w atrakcyjnych wnętrzach, z kuchnią której nie powstydziłoby się Cape Town.

Kiedy ruch na trasie z Cape Town wzrastał pojawiła sie potrzeba zapewnienia cateringu przejeżdzającym podróżnym. W 1892 roku Sir James Sirewright, Minister Kolei, oddał kontrakt na te usługi swemu znajomemu. Kim był szczęściarz? Oczywiście, James Logan. Mając monopol stworzył menu dla różnej klienteli, zamożnej i tej mniej, promując przy okazji wodę mineralną Matjiesfontein, którą lokalnie produkował. Nic dziwnego, w końcu przez większość roku dni były tu upalne. 

Pewnie dlatego obok hotelu stanął pełen ciepła i charakteru pub Laird's Arms oferujący, a jakże, wybór brytyjskich Ales, czy szkockich whisky.


Dla tych, którzy przesadzili wieczorem z ilością trunków, swoje podwoje otwierał rankiem aptekarz.


Nieopodal znalazła się niezbędna na odludziu stacja benzynowa, która gwarantowała ciągłość podróży tym, którzy preferowali samochód ponad pociąg. Dzisiejszy Coffee House, znajdujący się tuż za nią służył Loganowi w 1888 roku za główny magazyn.


Dziś kupicie tu dżemy i miody z Karoo, gaszący pragnienie napój cytrynowy, czy ziołowe herbaty i kawy,


przyrządzone przez tą sympatyczną mieszkankę miasteczka.

W 1897 w Matjiesfontein stanęła poczta. Tutaj znana południowoafrykańska pisarka i feministka Olive Schreiner wysyłała swoje liczne listy. Stąd Edgar Wallace nadawał swoje reportaże wojenne dla Daily Telegraph. Ten sam, który później napisał scenariusz do King Konga. Ponoć w 1901 roku stojąc nad operatorem telegrafu dyktował pierwszy raport o śmierci królowej Wiktorii kierowany do brytyjskich kolonii w Afryce. Dziś poczta już nie funkcjonuje, ale mimo to oprócz handlem gustownymi bibelotami, lokalny sprzedawca chętnie zajmie sie wysyłką kartki pocztowej z pozdrowieniami. 


W Tweedside Lodge, zbudowanym przez samego Jamesa Logana, do 1990 roku mieszkał jego wnuk wraz z żoną.


Ci, którzy nie mają ochoty chodzić po miasteczku w południowym upale, mogą skorzystać z autobusu, choć główna ulica ma niecały kilometr. Pewnie dlatego kierowca musi mocno namawiać potencjalnych klientów, obwieszczając odjazd sygnałem trąbki.


W 1975 roku Matjiesfontein zostało ogłoszone Pomnikiem Narodowego Dziedzictwa. To miasteczko nie jest skansenem. Ono nadal żyje. Mieszka tu około 300 stałych mieszkańców. Niewiele jednak zmieniło się w ciągu ostatnich stu lat. Nadal czuć tu ducha euforii osadników, którzy szukali przygody i sposobu na inne życie, niż to w rozwijającej się Europie.

Logan zmarł w roku 1920. Całkiem młodo. Jego dzieło kontynuowali syn Douglas i córka, żona Colonela Buista, którzy pozostali w Matjiesfontein, później zaś wnukowie.

My również przyjechaliśmy, zobaczyliśmy, zachwyciliśmy się klimatem tego miejsca i pojechaliśmy dalej, bo czekała na nas rezerwacja w odległym o ponad 400 kilometrów guest house'ie. Tego dnia doświadczyliśmy słońca, upału, ulewy, burzy z piorunami.

Karoo choć piękne, bywa nieprzewidywalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz