Shell Beach, czyli plaża muszelkowa w Australii Zachodniej

Australia Zachodnia zadziwiła nas niezwykłymi miejscami, rzadko spotykanymi w innych częściach świata. Jednym z nich była Shell Beach - plaża muszelkowa. Ciągnie się przez jakieś 60 kilometrów, a muszelki zalegają na głębokość do 10 metrów. Z góry wygląda jak zwykła plaża o perfekcyjnie białym, drobnym piasku. Turkusowe i niebieskie barwy wody zapraszają wręcz do kąpieli.


Z bliska jednak zaskakuje. Zamiast piasku znajdziecie tu zalegujące muszelki po pewnym gatunku małż sercówek (hamelin cockles). Są prawie przezroczyste, gdy spojrzycie na nie przez światło. Tak naprawdę nie ma tu grama piasku, są zaś same muszelki. Miliardy muszelek.


Przez lata muszelki te używane były do budowania domów. Miażdżono je, prasowano i produkowano z nich cegły. Tak świetny, darmowy materiał nie mógł sie bowiem zmarnować.


Dziś znajdziemy je jako budulec niektórych historycznych domów. W pobliskim Denham spotkaliśmy restaurację, która zbudowana została właśnie z takiego materiału. Pobliskim ... oznacza jakieś 50 kilometrów. W skali odległości Australii Zachodniej to tak jak odległość dwóch dzielnic w niewielkim mieście, bo często dystans rzędu 300 km uznawany jest tu za niewielki.


Wracajmy na plażę. Chodzenie po niej boso jest mało komfortowe, acz słyszeliśmy o leczniczych właściwościach masażu stóp. Na jednym metrze kwadratowym znajdziecie jakieś 4000 muszelek. 


Chcecie się wykąpać? Woda jest tu dwa razy bardziej słona niż w okolicznym oceanie co powoduje, że będziecie się na niej unosić jak na materacu. Nie zdziwcie się jak wyjdziecie z niej pokryci warstwą soli, gdy woda wyschnie.


Małże, które tu żyją filtrują plankton, ale niestety jest go niewiele. Stąd współpraca z algami, które przekształcają światło słoneczne oraz dwutlenek węgla w ich pożywienie. Zwykle zanurzone są od jednego do sześciu metrów, by zapewnić odpowiedni dostęp światła.


Mocno słona woda nie wspiera życia wodnego. Jest jednak krystalicznie czysta.


Prześledźmy jak w ciągu wieków zmieniał się obecny obszar, choć wiem, że jest to bardziej opowieść dla entuzjastów historii. Jakieś 10.000 lat temu linia brzegowa była wiele kilometrów stąd. Tutaj była po prostu pustynia. Dziś plaża znajduje się na półwyspie oddalonym od Perth o 800 kilometrów. W tym miejscu ma zaledwie 2,5 kilometra szerokości. Po drugiej stronie znajduje się Shark Bay, czyli Zatoka Rekina.


A z parkingu do plaży jest przysłowiowy rzut beretem.


Jak widać po ilości zaparkowanych samochodów nie ma tu tłumów ludzi.


Nie liczcie więc na interakcje z jakąś większą populacją ludzi.


Na pierwszym planie, choć to plan daleki, relaksuje się Małgosia wpatrując się w bezkres oceanu.


Plaża warta jest odwiedzenia jako fenomen sam w sobie. Znajduje się tuż obok drogi do Parku Narodowego Francis Peron i popularnej plaży Monkey Mia odwiedzanej oprócz turystów przez Emu od strony lądu...


... zaś od strony oceanu przez pelikany i delfiny, wabione codziennym dokarmianiem. Choć nie popieramy tego typu procederu, to w tym wypadku jest to raczej forma edukacji ludzi, połączona z opowieściami strażników parku o zwierzętach i okolicy, bo sama skala dokarmiania jest symboliczna.



Wracamy na naszą muszelkową plażę i kontynuujemy opowieść o historii.


Po ostatniej epoce lodowcowej, jakieś 7000 lat temu poziom wody wzrósł, ale tylko część terenu została zalana przez ocean. Nadal większość wyrastała powyżej poziomu wody. Inna część okolicy zalana przez deszcze tworzyła płytkie jeziora. 1000 lat później woda morska podniosła się, przekroczyła barierę i połączyła się z jeziorami. Pozostały piaszczyste wyspy, pokazujące się lub znikające w zależności od pory roku i poziomu opadów. 4200 lat temu poziom wód podniósł się o dwa metry. Spowodowało to likwidację procesu przypływów oraz odpływów i tym samym zwiększanie się zasolenia wody.


Obecnie poziom wody opadł co powoduje, że naturalna bariera nie sprzyja napływowi świeżej wody, a uwięziona w zatoce paruje, co obniża jej poziom i sprawia że zasolenie rośnie.


To bardzo ciekawe zjawisko obserwowane jest na przestrzeni tysiącleci, nie stuleci, czy dziesięcioleci. Dla nas Shell Beach, czyli plaża muszelkowa pozostaje fenomenem, który chętnie poznaliśmy, z zaciekawieniem obejrzeliśmy i ... pojechaliśmy dalej, bo jest to miejsce fascynujące i warte odkrycia, ale niekoniecznie będące celem długoterminowego relaksu. 


Jedziemy więc dalej szukać naszej ulubionej plaży w  Australii Zachodniej.



4 komentarze:

  1. Moje ulubione zdjęcie to te z Małgosią wpatrzona w bezkres i delfiny w przejrzystej wodzie. Coś niesamowitego, mogłaby być moją ulubioną plażą, bo ja nigdy nie używam plaży do leżenia, tylko do chodzenia i podziwiania widoków. Piękne zdjęcia, aż wypieków dostałam. Ciekawe czy to właśnie w Australii znalezliście swoją ulubioną:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jesteśmy "plażowi". Plaża też służy nam do spacerów i delektowania się widokami. Kilka z plaż Australii Zachodniej okazało się wyjątkowymi. Zwłaszcza te, które przyciągały białym piaskiem, niezwykłymi kolorami wody i ... brakiem ludzi. Takie gigantyczne baseny na własność. A pływanie z dzikimi delfinami (bo nie są to oswojone osobniki) i przypadkowe dotknięcia w wodzie to doświadczenie, którego nie da się zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie, cóż mogę napisać.
    Takie miejsca kocham na spacery, bez ludzi , ze zwierzętami w swoim świecie.
    Australia to dla mnie kwintesencja najpiękniejszego spotkania z naturą, jakie może być.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za piękną relację.
    Irena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Irenko, my też kochamy takie miejsca, pozdrawiamy serdecznie :)

      Usuń