Pingwiny przylądkowe - jedyne pingwiny Afryki.

Zapraszam dziś na spotkanie z gośćmi we frakach ;) To oczywiście  nie jest żart, bo dziś będzie o pingwinach. Spotkanie z pingwinami przylądkowymi było naszą pierwszą atrakcją w podróży po Krainach Przylądkowych RPA. 



No może po wielkiej "atrakcji" jaką była podróż. Kilka godzin na lotnisku najpierw w Berlinie (bo w Londynie spadł śnieg i jak to skomentowano na lotnisku - cyt. "Brytyjczycy na Heathrow mają kompletny burdel" ;) i kolejna godzina na płycie w Londynie, bo samolot nie miał gdzie wysadzić pasażerów, potem 7 godzin na płycie lotniska w samolocie do Kapsztadu, bo odladzano skrzydła... i w końcu załoga nie mogła lecieć, bo to byłoby niezgodne z ich przepisami pracy....postój od 20 do 3 nad ranem i czekanie na nowy skład...w końcu wylot i prawie 11 godzin lotu. Tak, tak...podróżowanie to bardzo wyczerpujące zajęcie ;D Pikanterii dodaje fakt, że po wylądowaniu okazało się, że nasze walizki nie podróżują z nami. Było nam  wszystko jedno po tylu godzinach. Uratowała nas przezorność. Zawsze zabieramy do bagażu podręcznego na takie wyjazdy sandały, bieliznę i bluzki na zmianę. Czym prędzej z lotniska ruszyliśmy bez bagażu, w trasę do pingwinów. Wracam więc do rzeczy ;)


Pojechaliśmy do Stony Point. Ruszyliśmy nadmorską drogą wokół Przylądka Hangklip w kierunku Batty's Bay. Powitały nas u schyłku dnia oszałamiające widoki Zatoki Fałszywej i poszarpanych gór Kogelberg.


Gdy dotarliśmy na miejsce był już właściwie wieczór. Byliśmy z pingwinami zupełnie sami. Zmęczenie po długim locie zniknęło, a wietrzna pogoda wpłynęła orzeźwiająco na nasze samopoczucie.


Pingwiny skupiły się już na brzegu w towarzystwie  kormoranów, zapewne w ten sposób spędzają noce.


Wystawiały jeszcze swoje drobne ciałka w zachodzącym słońcu, zapewne chcąc chłonąć ciepło.


Ich spokój oczarował nas. Stresy podróży odeszły gdzieś w zapomnienie. Liczyło się tylko tu i teraz.


W tej kolonii udało nam się też spotkać małe góralki.



Pod koniec naszej podróży po Krainach Przylądkowych odwiedziliśmy jeszcze jedną kolonię, położoną ok. trzy kilometry od Simon's Town.


Piaszczysta plaża Boulders wchodząca w skład Parku Narodowego Góry Stołowej słynie z ok. 3000 pingwinów przylądkowych.


Wszystkie pingwiny (poza Wyspami Galapagos) w warunkach naturalnych żyją wyłącznie na półkuli południowej. Pingwiny przylądkowe to jedyne pingwiny żyjące na Czarnym Lądzie.


Ich wzrost osiąga  zwykle sześćdziesiąt kilka centymetrów, a waga nie przekracza pięciu kilogramów.


Na tym zdjęciu widać je w towarzystwie kormorana. Są od niego tylko trochę większe.


Podobno na początku XX wieku było ich około miliona. Dziś jest ich ok. 170 tysięcy i uważane są za gatunek zagrożony wyginięciem. Z pewnością składa się na to zanieczyszczenie środowiska  i konkurowanie z człowiekiem o zasoby drobnych ryb.


Na pingwiny polują foki i rekiny. Na lądzie chętnie skradają im jaja mewy i dzikie koty.


Pingwiny są świetnymi pływakami. Potrafią nurkować na głębokość ponad stu metrów. Łowią chętnie sardele i sardynki, jedzą również skorupiaki. Żywią się zatem bardzo zdrowo.


Pingwiny można oglądać z podestów na plaży Foxy Beach oraz z samej Boulders.


Jako że nie przeszkadza im nikt, oprócz czasem czyhających na brzegu fok, są świetnie widoczne na plaży i w okolicznych zaroślach.


Zwykle połączone w pary są wobec siebie czułe i troskliwe. Podobno łączą się ze sobą na całe życie.


Chętnie rozmnażają się w miejscach, w których same się wykluły.


W krzakach czy zaroślach wykopują gniazda. Potem rodzice,  na zmianę, wysiadują jaja przez ok. czterdzieści dni. Zwykle znoszą dwa jaja.


Małe pingwinki opuszczają gniazda po ok. trzydziestu dniach.


Jednak dojrzałość osiągają między pierwszym i drugim rokiem życia. Na zdjęciu powyżej, na samym dole i w środku widać dwa pingwiny, które są już duże, ale maja jeszcze młodzieńcze upierzenie. Brak im charakterystycznej biało-czarnej oprawy wokół oczu z różową plamką.


To niezwykłe i wzbudzające sympatię zwierzęta.


Czasem zaskakiwały nas tym, gdzie wdrapywały się na swoich krótkich nóżkach...i po co ?




Na plaży przeznaczonej dla ludzi też ich nie zabrakło. Czuły się w naszej obecności bezpiecznie.


Statyczne na ciepłych skałach, były wdzięcznym obiektem do fotografowania. Zresztą...sami zobaczcie :)





:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz